Chiny subiektywnie

Chiny – Polska, albo ja, jako Pablo Maruda

Znajomy zadzwonił do mnie z pytaniem czemu ostatnio tak mało mnie samego na stronie chiny24.com. Powody zasadniczo są dwa: po pierwsze od kilkunastu tygodni zajmuję się projektem, który niczym czarna dziura wciąga całą moją uwagę i energię, po drugie: kiedy tylko zaczynam myśleć o tekście na temat Chin, niemal natychmiast włącza mi się opcja „maruda”. A to dlatego, że wszystko co się aktualnie dzieje w Chinach, od spraw drobnych, po wielkie procesy, jakoś tak z automatu chcę porównywać do tego co w Polsce, czy szerzej – na Zachodzie. To przymus, rzecz silniejsza ode mnie, wynikająca ze świadomości ignorowania, puszczania mimo oczu i uszu faktów dokonanych i dokonujących się. Ostatnimi czasy więcej czasu spędzam w „Starej Europie”, niż w Polsce i mam wrażenie, że zmiana miejsca zamieszkania tylko wzmocniła imperatyw marudzenia, narzekania. Uświadomiłem sobie też, że dwie tak różne rzeczywistości, czy tą „staroeuropejską” i tą „nowochińską” lubię niezwykle, ale z dwóch zupełnie różnych, absolutnie odmiennych powodów. Stara Europa jest jak ukochana babcia. Odwiedza się ją zawsze z tym samym nieartykułowanym pragnieniem: żeby było u niej zawsze tak jak kiedyś. Żeby miała do opowiedzenia te swoje różne historie z przeszłości, nie zmieniała nieoczekiwanie fryzury, czy ubrań, do których przywykliśmy, żeby częstowała tymi przysmakami, od których aż dech zapiera. Ma babcia swoje dziwactwa, jakieś drażniące nawyki, stare meble i albumy ze zdjęciami. Ale w tym właśnie anturażu jest nam najbliższa, najlepsza. I tak jest ze „Starą Europą”, do której przyjeżdżamy z Polski, która z kolei ostatnio przypomina ciasne mieszkanie w bloku, dzielone z rodzicami, którzy już dawno powinni się rozwieść, ale którzy nie robią tego, bo nie mają dokąd pójść. Którzy z braku alternatyw topią się wzajem (i nas przy okazji) w żalach, żółciach i kwasach. Nowe Chiny z kolei są jak banda studentów pozostających pod kontrolą zachowawczego, zramolałego profesora, żyjącego reliktu dawno minionego czasu. Dużo energii, pomysłów, działań, nierzadko zupełnie szalonych obserwowanych przez kogoś, kto tego wszystkiego nie rozumie, ale ma ostatnie słowo, ma niekwestionowane przez samych studentów prawo do przyzwolenia na realizację jakiegoś pomysłu, lub na jego uśmiercenie. Często bez żadnych racjonalnych przesłanek. Robi tak, bo ma takie prawo, którego nikt nawet nie zamierza kwestionować. Nowe Chiny, tak jak ludzie, którzy wchodzą w dorosłość, ale wciąż pozostają bardzo młodymi, są świata ciekawi, głodni doznań, mają mnóstwo niespożytej energii zarówno, by się bawić do upadłego, jak i zawzięcie realizować swoje fantastyczne plany. Stara Europa nie jest specjalnie zainteresowana technologicznymi nowinkami. Może w obszarze rozrywki. Ale z pewnością nie tam, gdzie funkcjonują dobrze znane, stare, sprawdzone narzędzia, czy mechanizmy. W Chinach z kolei wszystko co nowe, szybko zyskuje popularność. Ogromną, ale często niezwykle krótkotrwałą. Kariery tutejsze są jak jednorazowe gejzery, które plują wodą, aż w brzuchy chmur, aby potem zamilknąć na zawsze. Jednorazowe spektakle. Stara Europa człapie sobie znanymi, przez wieki wydeptanymi ścieżkami i nie ma ochoty na jakieś przewroty, czy rewolucje. Te bowiem grożą kalectwem, a nawet śmiercią. Młodzi, niedoświadczeni nie mają takich obaw. Nowe Chiny ryzykując skręcenie karku przełamują kolejne bariery, odkrywają nowe, czasem lepsze, czasem nie.

A Polska?

A Polska nie jest ani tu, ani tam. Nie jest ani Starą Europą, ani europejskim odpowiednikiem Nowych Chin. W deklaracjach chce chodzić w kontuszu, sukmanie, z szablą u boku i podkręcać wąsa, marzy o tym by być potęgą, jaką była niegdyś.

Źródło: https://polalech.pl/pdf/ubieranka-szlachecki-meski.pdf

Tylko, że to niegdyś było bardzo dawno temu i nijak się ma do rzeczywistości. Od tego niegdyś dzieli nas bowiem Rewolucja Francuska, powstanie Stanów Zjednoczonych, rewolucja przemysłowa, Wiosna Ludów, ekspresjonizm, Rewolucja Październikowa, kubizm, I wojna światowa, II wojna światowa, okres zimnej wojny, Sierpień’80 i upadek muru berlińskiego. Nie ma struktur społecznych z czasów owego niegdyś, wykrystalizowało się pojęcie narodów i przybrało formę państw narodowych, których rdzeniem jest identyfikacja z symbolami, a nie domami panującymi, jesteśmy w innym miejscu jeśli chodzi o rozumienie świata, postęp techniczny, etc. A mimo to Polska chce, żeby było jak niegdyś, żeby było na węgiel i jak przed wojną. I jak przed wojną rozumie postęp poprzez forsowanie projektów na miarę Centralnego Okręgu Przemysłowego, czy portu w Gdyni, takich jak nieszczęsny Centralny Port Komunikacyjny ignorując historyczne fakty, które tamte projekty uzasadniały i czyniły je nie tylko racjonalnymi, ale dla polskiej racji stanu kluczowymi, żywotnymi. Dzisiaj po Krymie jasnym jest, że kluczem do obrony jest rozproszenie: energetyki, komunikacji, sił operacyjnych, Internetu, etc., nie centralizowanie, megalomanią napędzane zbieranie do kupy, które można unieszkodliwić raz na zawsze jednym celnym atakiem rakietowym, przed którym nie jesteśmy w stanie się obronić w perspektywie dekady, a może i więcej.

Polska, w tym głównym dzisiejszym wewnętrznym nurcie, decydującym o jej losach, patrzy z dumą w przeszłość, na to wszystko co ją zgubiło i pogrążyło, afirmuje szlachecką anarchię czyniąc z niej cnotę, która wyklucza poszanowanie, prawa będące fundamentem życia społecznego w Starej Europie. Wyklucza się więc ze starej Europy. Jednocześnie afirmuje postęp w przestarzałej formie inwestycji centralnych, wielkich, imponujących, zapominając o tym, że i jak przed wojną, wciąż nie można autem szybko i bezpiecznie przejechać od jej granicy północnej ku południowej, a od wschodniej, ku zachodniej. Zapominając o tym, że infrastruktura dziś to nie tylko drogi i koleje, ale również Internet, robotyka, automatyka….

A nie mówiłem? Pablo Maruda. Dlatego też postanowiłem sobie, przestać marudzić, przestać porównywać. Nie ma to sensu dzisiaj, nie miało to sensu przed wojną. Nikt nam przecież nie powie, że czarne, jest czarne. Wszystko w temacie. Szkoda czasu, zwłaszcza, że i w Starej Europie i w Nowych Chinach dzieje się tak wiele i tak ekscytująco.

Pierwszy przykład z brzegu: premier RP mówi o polskim narodowym (jak również centralnym) planie zbudowania polskiego samochodu elektrycznego. Ja ten tekst piszę we wnętrzu 100% elektrycznego auta BYD, taksówki, której kierowca wyjechał na miasto podczas tajfunu, by zarobić cash na ludziach w mojej sytuacji. Czyli takich, którzy nieoczekiwanie znaleźli się w kleszczach żywiołu bez najmniejszego śladu planu, jak się z nich wymknąć. Brawo ON, bo mnie uratował i zapłacę mu ile by nie wymyślił. A również za to, że mnie oświecił tym swoim typowym w Shenzhen autem na baterię. Miast porównywać coś czego porównać nie można, a które to porównywanie uruchamia wyłącznie mentalny refluks, lepiej po prostu opisywać rzeczy takimi jakimi są. Jest ich takie mnóstwo i mają w sobie tyle uroku (Stara Europa) i tyle energii (Nowe Chiny), że dech zapiera. Zatem do roboty!

 

P.S.1: Wróciłem do hotelu. VPN hula, Spotify działa, nasączam ściany chińskiego hotelu „Soul Train Playlist”. Deszcz o szyby tłucze jesienny. Toż to święto „Połowy Jesieni” się zbliża. Pewnie znów ktoś mnie jutro (poniedziałek) poczęstuje „mun kejkiem” i będę znów na pograniczu porzygu (1 moon cake = zapotrzebowanie energetyczne ludności średniej wioski dowolnego kraju Trzeciego Świata). Jeśli się tak zdarzy darczyńcę zmuszę do odtańczenia ze mną „chicken dance” w mojej choreografii. Wet za wet.

P.S.2: Ponoć lotnisko w Hong Kongu musi poradzić sobie z rozładowaniem korka wywołanego odwołaniem 2000 (dwóch tysięcy) odlotów. (BTW ile hoteli wokół Centralnego Portu Komunikacyjnego – CPK – zostanie wybudowanych, aby w przypadku „siły wyższej” zapewnić nocleg pasażerom, którzy z przyczyn niezależnych od nikogo nie będą mogli ruszyć w podróż zgodnie z planem? Dla ułatwienia: plan zakłada, że CPK będzie na początku, skromnie, obsługiwać 45 milionów pasażerów. Czyli każdego dnia (używam kalkulatora, chwila…) to 123 287, 67 pasażera dziennie. Ile średniej wielkości hoteli należałoby zabezpieczyć w bezpośredniej okolicy na taką ewentualność? Ktoś to policzył, czy coś? W Hong Kongu tajfuny pojawiają się kilka razy w roku. I już. W Polsce mamy huragany (wcześniej zwane wichrami), mgły, gwałtowne opady deszczu, jak również śniegu. Jako użytkownik lotnisk polskich wiem z doświadczenia, że 1 na 15 lotów, zwłaszcza po Europie to masakra. Ktoś to przeanalizował, zrobił badania statystyczne na bazie danych z dziesiątków lotnisk na świecie? Głupio pytam, bo wiem, że nie. Wiem po prostu, ile pracy wymaga takie zadanie…) Powrót na ojczyzny łono może zająć sporo czasu. Ale nie ma tego złego. Oprócz zredagowania kolejnego „Tygodnia za wielkim Murem” mam do napisania rzecz o chińskich hotelach. Ostatni tydzień zaledwie podrzucił masę spostrzeżeń.

Zatem: ahoj przygodo, przygodo ahoj! (kto wie o co chodzi, ten wie).

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button