Chiny subiektywnie

Chiny vs. Polska, albo chrząkanie kontra smarkanie

Pobyt na targach China Homelife Show w Poznaniu wygenerował we wnętrzu osoby mej pewną niespodziewaną konstatację. Obserwując PT Rodaków odwiedzających wystawę pomyślałem sobie, że jeszcze wiele wody upłynie w Wiśle zanim staniemy się ludźmi z Europy. W sensie, że kulturalnymi, których wstydzić się nidzie nie trzeba. Nawstydziłem się niemiłosiernie. Chiny

Jestem daleki od czepiania się permanentnego. Czasem daję sobie na luz i zwyczajnie przchodzę do porządku dziennego nad pewnymi sprawami. Albowiem, jak powiedział pewien człowiek uczony w Piśmie, z koniem kopać się nie ma co. Odda, a może też i ugryźć niezgorzej. Kiedy jednak widzę jak wielka w praktyce, w codzienności jest rozbieżność ogromna pomiędzy naszym wyobrażeniem o sobie jako społeczności, a rzeczywistym obrazem Polaków to czepić się muszę.

Istnieje w naszym społeczeństwie duża i głośna (a może niewielka w sumie, za to niezwykle wrzaskliwa) grupa osobników przypisujących sobie cechy nadprzeciętne. Korzenie co najmniej od Jagillonów, jeśli nie Piastów nawet. Tysiącletni orzeł, mur chrześcijaństwa, Zawisza Czarny, szereg powstań, chrystianizm i heroizm. Cechy te predysytynują członków owej części naszego społeczeństwa do spoglądania na świat z góry. Z góry spogląda się na nieczystych krwiennie Polaków (żyd, Rusek, ewangelik, Niemiec, albo wszystko na raz), z góry spogląda się na inne racje (ze szczgólnym uwzględnieniem Ruskich i Szwabów), nie wspominając na inne rasy (bambusy, żółtki, i inne takie tam). Wyższość nad maluczkimi pozwala członkom tej elitarnej grupy traktować lekce onych maluczkich.

Co to ma do targów w Poznaniu? No, niestety, ma.

Bywałem na wielu imprezach wystawienniczych w Europie i Azji. Nigdzie tam nie udało mi się natknąć na osobników z wyżej wymienionej grupy naszych (co jest raczej oczywiste – gardząc obcym do obcego się nie pchają), ale również lokalnych odpowiedników grasujących w krajach, gdzie odwiedzane przeze mnie wystawy się odbywały. Nie do pomyślenia jest bowiem, aby na poważnej imprezie międzynarodowej, pomiędzy gospodarzami i gośćmi z różnych części świata, przemaszerowywały jednostki zbliżone ogólnie do tych, które szarżowały na metalowe płotki pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie. To po prostu niemożliwe. Dlaczego? Otóż dlatego, że targi są miejscem prowadzenia biznesu, nie zaś potencjalnym obszarem wylewania osobistych frustracji postaci z innej bajki, takiej o cechach thrillera psychopatycznego. Imprezy tego typu nie są również celem odwiedzin osobników niestabilnych mentalnie, podręcznikowych przykładów wszelakich manii, cyklofreni, tudzież schozofreni. Jak zatem – pytam się – możemy domagać się poważnego traktowania w Państwie Środka, kiedy ludzie z tego odległego kraju, przyjechawszy tutaj, do nas, w bardzo konkretnych i poważnych celach, muszą opędzać się od różnego rodzaju Wernyhorów, chłopków z kuźlem i nawiedzonych niewiast w beretach i sandałach na rzepy z Geanta.

Gdzieś tam w świecie ludzie na imprezach targowych funkcjonują w ramach powszechnej globalnie kindersztuby. Traktują się z szacunkiem. U nas pan na wąsie i w marynarce dwurzędowej z początków ekonomicznych przemian, podchodzi krokiem światowca do stoiska, gdzie producent ekspresów do kawy częstuje gości wystawy świeżo parzoną kawą i mówi do miłej Chinki: "E ty! Weź mi daj kawę co?" Mówi po polski, no bo innych języków nie uznaje, zatem nie zna, ale mówi tak, że zaproszona do naszego kraju dziewczyna z Chin rumieni się, ale z wrodzonej uprzejmości kawę parzy. Jej przełożony mniej gotowy do poniżania pyta: "Could you give us your business card?". Ktoś z boku, zawstydzony sytuacją tłumaczy na nasze, pan na wąsie wytrzeszcza oczy. "Jaka wizytówka? Co wy kurwa, pojebało was? Za kawę wizytówka?" I urażony odchodzi.

Wystawcy z Chin wrócą do siebie. Czy będą chcieli przyjechać na polskie targi raz jeszcze? Odpowiedzcie sobie Pańśtwo sami.

Już kiedyś pisałem o pogardzie z jaką traktuje się u nas mieszkańców Chin. Ok, nikt nie jest doskonały. Pogardzamy Chińczykami, Afrykanami, Arabami. Zazwyczaj daltego, że kierujemy się stereotypami, że nie mamy pojęcia jacy są ci "inni". Chińczycy też pogardzają pewnymi nacjami. Fakt. Nie umiem sobie jednak poukładać w głowie tego braku podstawowej kindersztuby. Ja sam mam sąsiada, którego nie cierpię do bólu, bo świnia i w ogóle, ale kiedy mijamy się na klatce schodowej, to mówię mu "Dzień dobry", bo tak mnie wychowano. Ustępuję miejsca w drzwiach chamskiej babie, mówię proszę i dziękuję, kiedy trzeba, chociaż w głowie rozszarpuję adresatów moich uprzejmości na krwawe strzępy. Konwencja, zasady, kindersztuba.

Nie możemy poważnie myśleć o współpracy z innym krajem, jeśli nie dbamy o komfort obywateli tego kraju podczas wizyty u nas. Szczególnie takiej o charakterze gospodarczym. Nie możemy poważnie myśleć o współpracy z ludźmi, których niby szanujemy, niby wiążemy z nimi wielkie nadzieje, ale kiedy przychodzi do szczegółów wesoło jedziemy po bandzie. Polecam 7 minutę wypowiedzi:

http://www.tvncnbc.pl/miasta-partnerskie,239119.html

Nam może przeszkadzać mlaskanie Chińczyków Ludowych podczas jedzenia. Nie przeczę, męczy i przeszkadza. Im zaś przeszkadza i obrzydza jedzenie sytuacja, w któej wysmarkawszy się w chusteczkę chowamy ją jak gdyby nigdy nic do kieszeni. Dla Chińczyków to jest ekstremalnie fuj. Czy warto mówić o tym w sytuacji nwiązywania relacji biznesowych, albo nawet takich grzecznościowych, międzyludzkich. Moi dziadkowie pogroziliby palcem panu marszałkowi. Albo nawet po łapach dali. Jemu i tym wszystkim burakom spotkanym przez mnie na targach China Homelife w Poznaniu. Szkoda, że ich już nie ma.

Leszek Ślazyk

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button