Chiny subiektywnie

Chiny, albo Zmartwychwstanie

Wielkanoc to w zachodniej tradycji święto symbolizujące odrodzenie. To fizyczne i to duchowe. Chiny Ludowe pomalutku, tak jak i Boże Narodzenie przyswajają sobie Wielkanoc, jako kolejną okoliczność rozszerzającą liczbę dni, które można poświęcić na zajęcia inne niż praca. Bez głębszego kontekstu. U nas niby ten kontekst jest. Ale czy na pewno?

Ostatnie badania CBOS dotyczące orientacji Polaków we własnej wierze, która ma jakoby wyróżniać nas na tle innych nacji, nie pozostawiają złudzeń. Z jednej strony pogłębia się powierzchowność wiary, ograniczona do coraz mniejszej ilości rytuałów. Z drugiej zaś wiara coraz słabiej towarzyszy nam w życiu codziennym. Albo mamy do niej stosunek obojętny, albo wręcz nas drażni. Może nie sama ona, ile jej reprezentanci, funkcjonariusze. Ale tego już nie potrafimy precyzyjniej określić. Tak jak tego na jakich ta nasza katolicka wiara fundamentach stoi. Naturalnym więc w tych okolicznościach zjawiskiem jest postępująca sekularyzacja Wielkanocy. Te święta to dla dorosłych jeden dodatkowy dzień wolny. Biała kiełbasa, babka drożdżowa, pasztet, mazurek. Dla dzieci rzecz jasna zajączek, który oprócz słodyczy podrzuci jakąś grę na plejkę, albo konieczny do życia elektro-gadżecik. Dla dużych i małych w sobotę święconka, w poniedziałek subtelne polanie się wodą. Subtelne, bo lanie z wiader pozostało domeną nierozgarniętych. Ale czy gdzieś pośród tych tradycyjnych obyczajów pozostało trochę miejsca na zrozumienie znaczenia tych właśnie świąt? Wątpię, prawdę mówiąc. Czy mam o to pretensje? E tam. Świat cały zatapia się coraz bardziej w błogiej powierzchowności, w przeżywaniu spraw w tempie i mocy kolejnych wpisów na fejsie. Takie czasy.

W Chinach Ludowych zjawisko postrzegania świąt wielkanocnych ma szansę na pokonanie drogi odwrotnej, od bezrefleksyjnego powtarzania tradycyjnych obyczajów do głębokiego przeżycia religijnego. Za sprawą pieniędzy. Tak jak wszystko w Chinach, tak i wiara tu w jakiś sposób zależna jest od pieniędzy. Co przez to rozumiem? W ciągu kilku ostatnich lat zauważyć można rosnące zmęczenie Chińczyków pustką projektu, w którym ich zasadniczym zajęciem powinno być bogacenie się. Jednym to nie wychodzi, innych zwyczajnie nie interesuje. Skutkiem ubocznym pojawienia się takiej „rysy” w stosunku do rzeczywistości jest poszukiwanie wartości głębszych. Tu interesującą propozycją zdaje się być właśnie chrześcijaństwo. Żeby było jasne: nie katolickie, a zdecydowanie postreformacyjne. Podobne zjawisko miałem okazję obserwować w Polsce w latach 80-tych: wśród wielu ludzi, szczególnie młodych popularnością cieszyć się zaczęły kościoły baptystów, metodystów, adwentystów. Bo kładły nacisk na wspólnotę i przeżywanie słów Starego oraz Nowego Testamentu. Poznanie, próbę zrozumienia, przeżycie tego. W pełnym lęku o przyszłość, ideowo pustym życiu Chińczyków Ludowych skazanych bardzo często na samotność takie chrześcijaństwo to oferta bardzo pociągająca. Stąd pewnie tak ogromna ilość nowych domów modlitewnych, stąd też pewnie tak duża ochota władz lokalnych do ich burzenia. Oczywisty błąd: nic tak nie rozpala emocji, nie utwierdza w przekonaniach, w wierze, jak zakaz wyznawania tej wiary. Nic tak nie gruntuje zawziętości w wierze jak męczeństwo współwyznawców.

Bez względu jednak na to jak wielki zasięg mogłyby uzyskać w Chinach Ludowych wpływy nurtów postreformacyjnych chrześcijaństwo nie zwycięży płytkiego i łatwego konsumpcjonizmu. Bo nie. Ten drugi jest Pekinowi bliższy i milszy. Wielkanoc w swoim szerszym znaczeniu to przecież powstanie. Powstanie z grobu nowego, przeciwko staremu, które zostaje odrzucone i ostatecznie pokonane. Co za brzydka symbolika.

Tuż po Wielkanocy w Chinach zaczyna się Qingmingjie. W pewnym sensie odpowiednik naszego Święta Zmarłych. Chińczycy podróżują do grobów swoich przodków, sprzątają je, obmywają, palą świece, kadzidełka, papierowe pieniądze, odpalają petardy, które skutecznie przelękają złe duchy. Tu i tam święto ku czci zmarłych, bliskich, znajomych, znanych, a nawet zupełnie obcych obchodzone jest nie tylko przez osoby silnie wierzące, ale również przez te, którym wiara, wierzenia, sfery poza materialne są zupełnie obce. I tu i tam głęboko pod skórą drzemie lęk, że zapomniani zmarli mogą żywym dopiec do żywego. Tu i tam w głowach żyje myśl, że jakkolwiek byśmy sobie nie wyobrażali tego co czeka nas po śmierci, pewne jest tylko to, że tak długo będziemy obecni na ziemi po swoim odejściu, jak długo pamiętać będą o nas ci żyjący. Tak, czy inaczej tak tam, jak i tu święto to właśnie jest obowiązkiem wypełnianym sumiennie. Chcemy żyć po śmierci, nawet tylko w pamięci innych ludzi.

Wielkanoc jest obietnicą czegoś znacznie więcej niż pamięć. Bo ta druga to jednak zdradziecka pułapka. Jeśli bowiem prawdą jest, że żyjemy tak długo jak pamięć o nas, to w najlepszej kondycji pośmiertnej pozostawać muszą Hitler, Stalin i Mao. Cały świat o nich pamięta. A kto będzie pamiętał o nas?

Taka refleksja wielkanocna.

Ale, żeby nie było, że melancholia i nos na kwintę życzę Państwu Wielkanocy na co dzień. Zdolności do pokonywania przeszkód, powstawania z upadku, nawet wtedy, gdy już nikt w Was nie wierzy. Odradzania się na nowo. Siły. Żebyście mogli od czasu do czasu powiedzieć sobie: Alleluja JA!


Leszek Ślazyk

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button