Chiny subiektywnie

Polska z perspektywy, czyli Chiny bliższe ciału

Jeny, jak czasem jest miło oderwać się od polskiego bagienka. Właśnie czytam w telefonie, że J.K. ma patent na ratunek dla Mojego Kraju. Dzięki. Może jednak Polska go aż tak bardzo nie potrzebuje. Gdyby kiedyś poleciał samolotem, w którym stewardesy mówią po polsku, to dowiedziałby się, że w przypadku zagrożenia życia, najpierw trzeba zabezpieczyć siebie, potem tych mniej samodzielnych. Co oznacza, że trzeba by trochu nad sobą popracować. Co w przypadku naszych „political heroes” jest niemożliwe. Oni w swojej jaźni są perfekcyjni.

Tymczasem patrzę przez okno hotelu w bardzo prowincjonalnym mieście. Chciałbym, naprawdę chciałbym doświadczyć identycznego wrażenia w jakimkolwiek mieście w Polsce. Nie doświadczę. Wiem to. Po prostu. Dlaczego? A dlatego proszę Państwa, że nasi demokratyczni wybrańcy w zadku głęboko nas mają. Wisi im jak kilo kitu, czy będziemy jeździć normalnymi drogami, normalnymi pociągami, czy będziemy płacili normalne podatki, czy będziemy mieli szansę na normalną pracę. Czy będziemy mieli podstawy życia normalnego człowieka, dla którego najważniejszą jest pewność tego, co się stanie za 5, 10, 15 lat. Z okna, z którego patrzę, w kraju, który w kategoriach wyborów ma więcej plusów ujemnych niż dodatnich okazuje się, że kwestia perspektyw jest priorytetem. Będąc zupełnie obcym tu i teraz, nie znając lokalnego dialektu, nie rozumiejąc miejscowych układów, doskonale czuję, że to miejsce chce, abym coś zrobił, coś co pozwoli mu (miejscu temu) odreagować. Paradoksalnie (no bo to komuna na maksa jest ta ChRL, co nie?), jak w niegdysiejszym wezwaniu: „Don’t think what this country can do for you, think what you can do for this country”. Co więcej, tu nikt nie chce “for this country”. Wystarczy “for you”. Bo z tych wszystkich indywidualnych, upartych ”for you” robią się pieniądze (tak, po prostu pieniądze), które pozwalają wybudować most, położyć tory kolejowe, założyć biuro umożliwiające eksport, itd., itp. Przypomina nam to coś? Jasna rzecz. Przypomina nam to wszystkie filmy z Johnem Waynem. Albo „Ziemię obiecaną” Wajdy.

Czy taka postawa jest niewłaściwa? Nie sądzę. Czytając ostatnie artykuły w „Przekroju” kupionym na warszawskim lotnisku, to jedyna słuszna koncepcja. Szkoda tylko, że nasi P.T. Rodacy obdarzeni przez Opatrzność tym czymś, co z człowieka zwykłego czyni przedsiębiorcę, skazani są na informacje przekazywane przez ośrodki sterowane przez wyżej wymienionych „political heroes”.  Myślą, że Chiny to absolutnie niedostępny kawałek tortu. Prawda jest zgoła odmienna. To jest tort, z którego uszczknięto zaledwie parę marnych kąsków. Najlepsze wciąż jest do wzięcia.

I to właśnie widzę z okna hotelu w bardzo prowincjonalnym chińskim mieście. Hotelu o standardzie, którego próżno szukać w Warszawie. Za te pieniądze. Popijając lokalny Cabernet. Czekając na możliwość wychylenia kufla polskiego, doskonałego piwa, którego tutaj nie uświadczysz. Tak i jak polskich kaczek, gęsi. Polskich pierogów. Polskich pociągów. Polskich kosmetyków. Polskich ubrań. Wszystkiego co można by, ale według oficjalnych sił nad Wisłą nie można, nie da rady, no Panie, co Pan, jak to tak….

Leszek Ślazyk

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button