Chiny subiektywnieWiadomości

Różnice kulturowe: mycie szyb

 

Mycie szyb Święto w Polsce, Matki Boskiej Zielnej, znanej również jako Herbapolowa (od firmy Herbapol, rzecz jasna). Flauta. Długi weekend. Nic się nie wydarzy. Grillowanie uber Alles. A tak siedzieć i liczyć piksele na ekranie wstyd. No to co, do jakiejś roboty trzeba się zabrać i towarzystwo zagonić. Kombinować długo nie musiałem, bo jedno co w Chinach pewne, to że coś trzeba posprzątać. Gdyż, ponieważ, albowiem ze sprzątaniem, pojęciem czystości i porządku tutaj zawsze jest jakoś tak na bakier.

Co więcej biuro przejęliśmy po lokalnej chińskiej firmie, więc w kwestii porządkowania i sprzątania przygód i niespodzianek tutaj cała fura. W głowę się podrapałem rozmyślając, na który front pchnąć swoją drużynę. Padło na meeting room. Ha, mamy w biurze taki, chociaż daleko mu jeszcze do stanu, który pozwoliłby kogokolwiek normalnego zaprosić na spotkanie. Póki co służy trochę za składzik tego wszystkiego co przywleczono z poprzedniego biura, a co wymaga przejrzenia i podjęcia decyzji zero-jedynkowej: zostaje, albo won. Trzeba też coś zrobić z elementami dekoracyjnymi, wprowadzonymi zapewne przez lokalnego mistrza feng shui (fęg szłej) inspirującego się bałkańskimi osiągnięciami w dziedzinie wykorzystania we wnętrzach blach miedzianych i zdobionych sztucznymi kryształami luster. Generalnie koszmar, kurwa, estetyczna Hiroszima.

 

Ale meeting room oprócz plusów ujemnych, ma plusy dodatnie. Jest, więc w niedalekiej przyszłości będzie tu można usiąść i porozmawiać jak ludzie. To raz. Ma też kilka patentów takich jak przeszklone gabloty wbudowany w ściany, podświetlane halogenowymi reflektorkami. Idealne, aby zorganizować przyjemny barek, a także umieścić parę dyplomów, nagród, dziwacznych prezentów od klientów. Tych, które z racji swej natury niespirytusowej nie mogą zasilić wspomnianego barku. Mycie szyb

 

Pomyślałem więc, że z pewnością można się zająć doprowadzeniem do porządku szklanych drzwi wspomnianych gablot. Nauczony doświadczeniem (wieloletnim) samodzielnie przygotowałem zestaw do mycia szyb. Bo gdybym tego nie zrobił, natychmiast któraś z pań pojawiłaby się z nieodłącznym w takich sytuacjach wysuszonym trupem ręcznika do rąk (takiego małego takiego), w zagadkowym kolorze, wieku nie do określenia i woni smażonego tofu. Przed namoczeniem. Taki ręcznik grasuje w każdej łazience chińskiej. Dla mnie osobiście można by zamiast nim posługiwać się wysuszonym truchłem szczura. Efekt higieniczny, jak i wrażenie ogólne analogiczne. Takim namoczonym ręcznikiem panie w Chinach potrafią przelecieć wszyściutko: rancik muszli klozetowej (jeśli taka jest, no bo przecież są wciąż kibelki na narciarza), popielniczkę, z której przed sekundą wytrzęsiono pół kilograma petów, ekran komputera, przy którym siedzisz, i zagłówek fotela, na którym jednocześnie siedzisz też. W tej operacji jedynym środkiem chemicznym jest woda. Zgoda, te 15 lat temu woda bieżąca w Chinach mogła rozpuszczać metale, ale dzisiaj jest już raczej spoko. Tłuszczy nie rozpuszcza, skóry na kanapach nie nabłyszcza. No, nie. Dlatego też wypuszczając drużynę na front walki o czystość szyb wyjaśniłem w szczegółach, jak tą walkę prowadzić będziemy. Że najpierw to niebieskie do szyb. W Polsce takiego nikt by się nie odważył sprzedawać. A tu proszę bardzo: czysty spirytus (no może 80%, ale nie mniej), w ładnym kolorze wody w Morzu Śródziemnym, w pięknym półlitrowym spryskiwaczu, za jedyne 16 juanów. Czyli coś koło dychy zeta. Tym niebieskim na szybę trysk-trysk. Poczekać 5 sekund. Potem urwać 2-3 listki ręcznika papierowego (Kurde, jest!!! A jeszcze niedawno trzeba było korzystać z takiego papieru toaletowego ciętego na arkusze, który cechami fizycznymi przypomina krepę, którą w Polsce prześladuje się dzieci i ich rodziców w ramach zajęć z plastyki. Do dupy to się ledwo nadaje, a co dopiero do pucowania…) i dokładnie, z góry na dół przetrzeć. A ponieważ szyby ujebane na serio, to po chwili znów trysk-trysk i znów 2-3 listki, i znów przetrzeć. A jak się już przetrze, to zupełnie nowymi 2-3 listkami ręcznika przetrzeć szybę, aby usunąć wszystkie smugi. Mycie szyb

 

– Zrozumiano?

– Yes, yes, sure….

 

No jak sure, to ja do swoich zajęć. Ja tam zawsze sobie coś znajdę ciekawego do zrobienia. Parę rzeczy do sprawdzenia, kilka rzeczy do napisania, nie wspominając o tych do przeczytania. Minęło mało wiele, załoga zgłasza wykonanie zadania i informuje, ze to już lunch time się zbliża, więc one chętnie brykną do korytka. Mycie szyb

 

         – A lećta – rzuciłem zagłębiony w jakieś niezwykle ważkie kwestie dotyczące Chin. No, bo czego innego…?

 

Poleciały zeżreć. Po 45 minutach wróciły i dalejże gdakać i zajmować się w zasadzie nie wiadomo czym. No to ja w poczuciu obowiązku tego co kieruje, pytam jak tam szyby. Umyte? Czyste? Bez smug? Popatrzyły jak na opuszczonego przez Boga.

 

        – Czyste i bez…. tego czegoś. Czyste. Dwa razy myte. Nawet trzy!

        – No to zobaczmy.

       – No to zobaczmy – odrzekły zbiorowo, wyraźnie sfochowane. Zjawisko focha ma charakter internacjonalistyczny, globalny, jak kto woli.

 

Wchodzimy do tego meeting roomu, zapalam halogeny, no i kurwa są. Smugi takie, że ja pierdziu. A na smugi, jak pewnie większość mężczyzn w Polsce jestem szczególnie uwrażliwiony.

 

Wyjaśniam. Mężczyzna pozostający w związku myje okna zazwyczaj (poza wyjątkami) z dwóch powodów. Po pierwsze ma coś za uszami. W sensie nabrojone było. No i dla odzyskania przyczółków podejmuje się tego zadania. Po drugie ogólna pojęta miłość. Że takie wykazanie się umiejętnościami bonusowymi, bo połowica w ciąży, albo smutna, czy coś, albo, że się pomoc niesie, bo święta, czy też, iż albowiem teściowa wpadnie na kilka dni. No miłość. W obu jednak przypadkach samiec po okien umyciu musi być przygotowanym na jedną z typowych reakcji. Mycie szyb

 

Podaję pierwszy przykład reakcji (hard):

        – Najlepiej to jednak coś samemu zrobić.

 

Przykład drugi (soft):

        – Dziękuję ci, że umyłeś te okna, ale tak niedokładnie bardzo.

 

O co chodzi w obu przypadkach (a jest więcej mutacji przywołanych przykładów)? No o pieprzone smugi właśnie. Może nie myłem okien setki razy, ale już od czasów mycia ich „dla mamy” parę rzeczy zakodowałem. Że należy przyglądać się szybie pod różnymi kątami. Że jak masz kawałek suchego ręcznika papierowego i pucujesz szybkę umytą na sucho, to tam, gdzie są smugi występuje, kurde, większy opór materii, tarcie wzmożone. No i to tarcie trzeba rozetrzeć, w efekcie, kurde, smuga znika. Co więcej, ponieważ szyba – o jej! – ma dwie strony, to smugi występować mogą po obu jej stronach. Co należy przeanalizować optycznie i usunąć fizycznie. Mycie szyb

 

Koniec dygresji.

 

Pokazuję więc palcem towarzystwu (i wyobrażam sobie siebie, jako swoją własną żonę, która patrzy na mnie silnie skacowanego, zdradzającego głębokie poczucie winy za grzechy popełnione świadomie i nie) i pytam się oskarżycielsko:

 

       – A co to jest, hę?

 

Na co towarzystwo patrzy na szybę z przejęciem, które po kilku sekundach zamienia się w niepewność, a ta w pewność, że albo jestem pierdolnięty, albo, że sobie żarty stroję, przy czym pierwsza opcja zdaje się zwyciężać dość szybko.

 

       – Szyba umyta. Dwa, a nawet trzy razy. Szyba jest czysta.

       – No może jest czysta, ale nie jest dokładnie umyta, bo tu są na niej smugi, a o to chodzi, żeby smug nie było.

       – Hę?

       – No, żeby była krystalicznie czysta, szybowo czysta, czysta jak szkło, a nie umazana smugami!

       – Hę?

       – No nie widzicie? Przecież w świetle halogenu widać jak cholera. Kurde wyłączę światło i w słonecznym będzie równie dobrze widać!

       – Hę?

      – No smugi są, widać jak cholera, ślepy by zobaczył. O! Ślepy! Weźcie kawałek ręcznika suchego, papierowego i przelećcie po szybie. Tam gdzie smugi, tam się jakby ręcznik do szyby przyklejał, Czujecie?

       – Hę?

 

I tak patrzę i sobie myślę: „No w ciula mnie robią grupowo, kurde, tracę respekt na lokalu”. A zaraz potem przypominam sobie taką bardzo poważną (w sensie ilości) wódeczkę (chociaż bardziej whisky) z jednym kolegą z Polski, co sobie znalazł żonę w Chinach (Chinkę, żeby nie było wątpliwości), a który w pewnym momencie tej naszej uroczej rozmowy rzekł był:

 

      – Ty wiesz, że ona (w sensie owa chińska żona) nie kuma, że szklany blat stołu trzeba umyć nie tylko z wierzchu, ale również od spodu? Tłumaczyłem jej, że się i od spodu kurzy i brudzi, ale uważa, że jestem nienormalny. A przecież od spodu się kurzy i brudzi, no tak, czy nie?!

 

I jak tylko sobie tamtą rozmowę przypomniałem, to odpuściłem. Zrozumiałem, że one na mnie patrzą jak na gościa, który im mówi, że na szybie się ujawnił Pan Jezus, że wystarczy lepiej popatrzeć, żeby ten cud zobaczyć, żeby tego cudu doświadczyć. Mycie szyb

 

       – Nieważne, może okulary mam brudne.

 

Poszły gdakać i się pozajmować tajemniczymi sprawami luźno związanymi z tym za co biorą pensje.

 

A ja, żeby zachować jakieś resztki szacunku dla siebie wziąłem aparat i zdjęcia smugom zrobiłem.

 

Bo są. I nie dam sobie powiedzieć, że nie ma. Czekam teraz na to, żeby stuknęła 17-ta. One pójdą w diabły, a ja wreszcie będę mógł dać smugom zdecydowany odpór. Nie będzie mi tu smuga pluła w twarz. O nie.

Jaki morał płynie z tej historii? A doskonale żaden. Tyle tylko, że o myciu okien w biurze w zasadzie z automatu przestałem myśleć. Na co mi to? Aha, no jesze o różnicach kulturowych. Znacie jakąś laskę, która nie widzi smug na szybie? Ale na serio, nie na zasadzie, że "żyję w znakomitym związku, z kobietą nietuzinkową, ona na smugi ch…. kładzie", no bo ja wiem, że to nieprawda. Albo fleja.

 

Swoją drogą: ilu Chińczyków z Chin Ludowych otrzymało od swoich połowic niszczący system mesydż o smugach na szybach? Hę?

 

Leszek Ślazyk

 

 

Mycie szyb

….

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button