Chiny subiektywnie

Sezon ogórkowy, albo Chiny w bardzo dalekim planie

Sezon ogórkowy trwa w najlepsze chociaż lato ma się – niestety – ku końcowi. Najpierw mieliśmy koko spoko, potem przyszła na pomoc Olimpiada, wreszcie objawił się nam polski Madoff w osobie niejakiego Marcina P. Dzięki temu cudownemu zbiegowi okoliczności krajowe media nie musiały napinać żyły, żeby wygenerować jakiegoś stwora na Mazurach, albo wirusa w Trzebiatowej. Tematy sypały się same. I wszystkie – chwała Najwyższemu – z dużą dozą ładunku depresyjno-negatywnego. Najsłodszego dla mediów XXI wieku.

W kwietniu te same media zachwycały się niewyobrażalnymi możliwościami współpracy z Chinami Ludowymi. Kongresy, spotkania na szczycie, wizyty państwowe, czego tam nie było. Dzisiaj, zaledwie cztery miesiące po wizycie premiera Chin w Polsce śladu po tej medialnej ekstazie nie ma. Najmniejszego. Powinienem przywyknąć do bylejakości polskich gospodarzy wybieranych z naszej woli. A cholera nie mogę jakoś. To pewnie objaw głębszych problemów natury psychicznej, a może zwykłej niedojrzałości społecznej, zwanej pospolicie naiwnością? Może faktycznie tylko mi się wydaje, że pewnymi sprawami powinni zajmować się fachowcy. Może to bzdura, żeby administracja rządowa w Polsce brała przykład z administracji szwedzkiej gdzie za politycznym ministrem stoi apolityczny aparat fachowców i urzędników poszczególnych ministerstw, ludzi, którzy nie trafiają tam z poręczenia kuzyna, czy szwagra ciotki, ale w wyniku weryfikacji kompetencji, a którzy pracę stracić mogą za drobiazgi, jak chociażby omyłkowe kupienie przy pomocy służbowej karty kredytowej paczki pieluch. Kto by chciał pracować w takich urzędach, ministerstwach? No chyba głupek jakiś.

Dzisiaj dla aktualnej bylejakości administracji skupionej na trzymaniu stołeczków i mnożeniu półzydelków i ćwierćławeczek (etaciki w radach nadzorczych, udziały w spółkach, itd. itp.) jest grupa, której po prostu strach się bać. Ostatnio śniło mi się, że lider tej kolorowej psychicznie grupy przysiadł się do mnie kiedy w jakimś bistro jadłem sobie w spokoju naleśniki. Przysiadł się i zaczął gadać. Niby do rzeczy, rezolutnie, z jakąś myślą przewodnią, ale z twarzą pozbawioną najmniejszej emocji i wzrokiem zdradzającym docieranie do granic obłędu. Grupa druga z pewnością szachowana samo-strachem nie chciałby tak ekspansywnie i bezceremonialnie rwać tego co do wyrwania. Ale nie można się spodziewać jakichkolwiek racjonalnych ruchów. Po prostu nie. Szach-dupa-mat.

Zegar tyka. Czas beznadziejnie umyka. Obecni administratorzy zainteresowani są wyłącznie sobą i wyciśnięciem cytrynki do samego końca. Najpoważniejsi kandydaci na administratorów odlecieli tak daleko od rzeczywistości, że wraz z objęciem realnych funkcji mogą nam wszystkim zafundować wyłącznie zadziwiający spektakl p.t. "Psychopatologie ekspresji". Nikomu ani w głowie, żeby wracać do tematów z kwietnia. Po co? Nie daj Boże jeszcze z tego coś wyjdzie i będzie tylko dodatkowa robota. A przecież nie po to się idzie w ministry, żeby się narobić, co nie?

Oficjalnie zaczyna się głosić tezę, że nasze wspólne wysiłki w celu nawiązania bliższych relacji z Chinami spełzły na niczym. Chiny ponoć są mało zainteresowane naszymi inwestycjami. Ciekawe, bo ja mam zupełnie inne informacje w formie bardzo konkretnych ofert. Którymi to ofertami nasi administratorzy nie są zainteresowani. A nuż z tego wyjdzie jakiś konkret i trzeba się będzie na poważnie zajmować?

Chiny teraz, pod koniec sierpnia 2012 roku to kraj absolutnie różny od Chin sprzed 3, 5, 10 lat. Nasi wybitni specjaliści od pogadanek o Chinach poznanych podczas różnych projektów oficjalnych ciągle postrzegają je jako ogromną machinę prącą do przodu jak gigantyczny parowy walec. Mnie dane było przyglądać się z bardzo bliska Chinom od połowy lat 90-tych XX wieku. Ja twierdzę, że mamy do czynienia z nadchodzącym przełomem, może punktem krytycznym we współczesności ChRL. Zbierane codziennie wiadomości świadczą wyraźnie, że w machinie coś trzeszczy, a może gdzieś tam w jej zakamarkach rośnie straszliwe ciśnienie. Machina zbudowana według konceptu Deng Xiaopinga, opierająca swój pęd na eksporcie konkurencyjnych towarów zwyczajnie się wysłużyła. Nie ma niczego w zamian. Teoretyczne rozważania o przerzuceniu wajchy z eksportu na popyt wewnętrzny są warte tyle co kozy z nosa. Jeśli eksport pada, ludzie tracą pracę, jeśli wielkie firmy tną koszty i też ludzie tracą pracę, to przepraszam kto ma zwiększać konsumpcję. Wszyscy ci, którzy widząc co się święci zaczynają oszczędzać na maksa, żeby w razie draki mieć parę groszy na czarną godzinę?

Chiny nie mając konceptu na rozwiązanie obecnego problemu pójdą utartym szlakiem. Czyli między innymi akcjami przyciągającymi nowych inwestorów. Tymczasem nasz wspaniały program Go China nie może sobie poradzić z umieszczeniem polskich inwestorów, polskich firm w Chinach. No niesamowite, no niebywałe. Gratuluję. Szczerze. Bo to sztuka nadzwyczajna.

Acha, jeszcze jedno. Co zrobić, żeby Chińczycy chcieli u nas cokolwiek zainwestować? Po pierwsze zgodnie ze strategią win-win, o której nasi pogadankowi specjaliści od Chin tak często mówią, ale w sytuacjach praktycznych jakby nie kojarzą teorii z praktyką, należy potencjalnemu inwestorowi z Chin zaproponować jakiś biznes do zrobienia wspólnie w Chinach. Będzie się czuł pewniej. Po drugie trzeba zwrócić uwagę na to w jaki sposób inne kraje przyciągają chińskie inwestycje. Wakacje podatkowe, ułatwienia prawne i inne takie tam. Ale to tyle dodatkowej roboty. No przecież, zapomniałem. To się zupełnie nie opłaca. Łatwiej powtarzać jak mantrę, że "nawiązanie relacji gospodarczych z ChRL to konieczność. Nie możemy być obojętni na drugą potęgę gospodarczą świata. Ale to partner trudny, wymagający. Dlatego też konkretnych rezultatów naszych działań możemy oczekiwać nie szybciej niż za 2, może 3 lata". I jak mawia niejaki Ferdynand Kiepski: "no i gitara!".

Leszek Ślazyk

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button