GospodarkaSpołeczeństwoTechnologie

Chiny, czyli mega-projekty

W Chinach Ludowych świętowanie Nowego Roku trwa w najlepsze. Spring Festival w Hong Kongu świętowano jedynie do mininej środy włącznie, zaś na kontynencie świętować się będzie do 22-go (jak donoszą nasi współpracownicy z Chin). To ciekawe o tyle, że Chiny Ludowe znajdują się w takim momencie ekonomiczno-historycznym, w którym raczej należałoby zaciskać pasa, kłuć wierzchowca ostrogą i takie tam. Tymczasem co sezon świąteczna przerwa noworoczna rozciąga się nieformalnie do wymiarów “uświęconych tradycją”, z którą walczył Przewodniczący Mao, a który przeciez wciąż (a może na powrót) jest “żywym symbolem chińskiej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości”. Ale przecież “Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś, To są zwyczajne dzieje”. Dlatego też w Pekinie, na samym szczycie chińskiej piramidy hierarchicznej konstruuje się plany, dzięki którym Chiny będą wciąż rozwijać się, będą nieustannie rosnąć w siłę, a ludzie żyć dostatniej. Jednym z planów “centrali” są najwieksze na świecie inwestycje w największe na świecie projekty infrastrukturalne.

Pomysł na iwestowanie w infrastrukturę dla wzmocnienia i/lub napędzania koniunktury gospodarczej państwa nie jest nowy, ani odkrywczy. Wszędzie na świecie już od XIX wieku próbowano (z różnym powodzeniem) tego zabiegu. W Chinach, które w wielu kategoriach wyprzedzały Zachód o stulecia, wielkie projekty infrastrukturalne to licząca tysiące lat tradycja. Wystarczy wspomnieć Wielki Mur, czy Wielki Kanał. A przecież w Państwie Środka i regulowano rzeki, i budowano drogi, i wznoszono wielkie kompleksy urbanistyczne. Nieustannie pomiędzy historycznymi zawieruchami.

Historia najnowsza Chin, czy też raczej ChRL (bo to niby to samo, a jednak nie to samo), to również historia gigantycznych projektów infrastrukturalnych. W czasach Przewodniczącego Mao spięto kilka konceptów w jeden Wielki Skok Naprzód, który okazał się wielkim skokiem w przepaść. Po śmierci Wielkiego Sternika (w Chinach wszystko musi być Wielkie) w ChRL zmieniło się wiele, ale pomysł na gigantyczne inwestycje  infrastrukturę nie. One nabrały wręcz nowego, rzecz jasna Wielkiego wymiaru. Z jednej strony inwestycje w infrastrukturę Chin były koniecznością. Chiny Ludowe osierocone przez Mao były krajem zacofanym, zdewastowanym, biednym. Przywódcy państwa doskonale rozumieli, że jedyną drogą do wyrwania Chin z ogona państw Trzeciego Świata jest zbudowanie kręgosłupa, na którym można będzie zaczepiać kolejne tkanki ekonomii zreformowanego kraju. Od 1978 roku zaczęto realizować plany dotyczące odbudowy i rozbudowy infrastruktury kolejowej, telekomunikacyjnej, drogowej. W połowie lat 90. XX wieku wielkie projekty infrastrukturalne stały się czynnikiem wspierającym wzrost chińskiego PKB. Coraz lepsza infrastruktura Chin sprzyjała coraz większemu napływowi kapitału zagranicznego, a przede wszystkim coraz bardziej ułatwiała działanie chińskim eksporterom.

I wszystko kręciło sie świenie do Olimpiady w Pekinie. Rok 2008 to z mojej perspektywy bardzo ważna data. Z jednej strony bowiem to sam środek finansowego kryzysu (2007-2009, chociaż po prawdzie trwającego do dziś), z drugiej to kulminacja chińskiego wzrostu. Po 2008 roku nic już nie było takie samo. Wbrew zaklęciom finansistów i polityków gospodarka chińska zaczęła zwalniać, zaczął tracic swoje walory chiński model proeksportowy.

Dla Pekinu wzrost PKB stał się czymś w rodzaju fetyszu. Wskaźnik ten przez dwie dekady pozwalał przywódcom chińskim mówić: To jest PKB na miarę naszych możliwości. My tym PKB otwieramy oczy niedowiarkom! Mówimy: to jest nasze PKB, przez nas zrobione, i to nie jest nasze ostatnie słowo!

No i masz babo placek: nagle (nie tak, że z sekundy na sekundę, ale z perpsektywy chińskiej historii nagle) PKB zaczęło zwalniać, co więcej, łatwo było przewidzieć, że zacznie spadać. W tych okolicznościach przyrody chińscy przywódcy znaleźli dość proste rozwiązanie problemu: skoro społeczeństwo (czyt. eksporterzy) nie pompują PKB tak jak powinni, to zrealizujmy kilka wielkich projektów, od których nie tylko będzie się niedowiarkom kręcić w głowach, ale – co istotniejsze – kręcić sie będzie żwawo chińska gospodarka. Jednym z najbardziej znanych, rozpoznanych projektów jest największa na świecie sieć super-szybkich pociągów. Sieć wciąż w budowie, której administracja zatrudnia więcej ludzi niż cała administracja rządowa Stanów Zjednoczonych (cieniasy). Sieć, która juz zapuszcza swoje korzenia w takich miejscach jak na przykład Turcja, czy Kalifornia. Mogłaby w Polsce, ale nasi decydenci pogardzają takimi propozycjami.

Mniej znanym mega-projektem chińskim jest intensyfikacja urbanizacji, rozumianej jako utworzenie na terenie Chin kilku megapolis, na których obszarach mieszkać będzie 100 + milionów ludzi, nie tylko tych, którzy obecnie zamieszkują “integrowane” obszary, ale również dzisiejszych mieszkańców wsi, których owe planowane megapolis, jak i rozrastające się “pojedyncze” wielkie miasta mają absorbować. Dzisiaj (dane Banku Światowego) w miastach zyje 54% Chińczyków. To dalekie od średniej krajów rozwiniętych (UK 82%, USA 81%, Australia 89%, Dania 88%, Finlandia 84%, Niemcy 75% , Holandia 90%, etc.), dla których podstawą gospodarki nie jest rolnictwo, a usługi i produkcja przemysłowa. Chiny chcą dołączyć do grupy tych państw. Ale również chcą – jak sądzę – skuteczniej realizować swój iście demoniczny projekt Sesame Credit. W miastach taki system z pewnością bedie szczelniejszy, niż na wsi, gdzie ryż i kurkę można sobie wyhodować, niekoniecznie nabywać w sieci. Integracji miast w wielkie megapolis, te, o których mówi się wprost i te, których można się domyślać (dzięki prowadzonym wielkim projektom infrastrukturalnym) towarzyszyć muszą wielkie zmiany. Aglomeracje zamieszkiwane przez 100+ milionów ludzi wymagać będą systemów komunikacji miejskiej, wodociągów, kanalizacji, dystrybucji energii elektrycznej, oczyszczania wód, zbierania smieci i wielu, wielu innych, których w tej chwili nie ma.

O najważniejszych mega-projektach opowiada ten 20 minutowy film:

Patrząc na rozmach planowanych (i już realizowanych w dużej części) inwestycji infrastrukturalnych trudno nie rozdziawić gęby na całą jej szerokość. Budżety tych projektów pozwoliłyby nam wszystkim w Polsce żyć w ramach jakiejs multiplikacji skromniutkiego polskiego założenia “500+” przez dobrych kilka lat. A może i dłużej. Wielkość zaangażowanych sił i srodków nie da się po prostu porównać z naszymi dzialaniami w obszarze infrastruktury, bo to po prostu inna skala. Państwo Środka jest jak kontynent i mieszka tam nimal półtora miliarda ludzi. Ale trudno nie odnieść wrażenia, że za częścią tych imponujących planów kryją się różne zagrożenia, których albo się nie przewiduje, albo się je ignoruje. Bo jeśli można sobie wyobrazić miasto, w którym mieszka 100 milionów ludzi (w końcu wyobraźnia to przestrzeń bez granic), to trudno nie pojąć, że przekierowanie wód z tybetańskich rzek ku Północy Chin spowoduje niedobory wód na terenach zasilanych wodami rzek Mekong, Saluin, Irawadi, Brahmaputra, Satledź, czy Indus, które wprawdzie mają swój początek w Tybecie, ale służą od zawsze mieszkańcom dzisiejszych Indii, Wietnamu, Mjanmy, Tajlandii, Laosu, Kambodży, Pakistanu, Bangladeszu. Gwałtowne zmniejszenie ilości wód płynących tymi olbrzymami, albo wręcz ich wyschnięcie nie pozostanie niezauważone przez sąsiadów. Sąsiedzi natychmiast do dostrzegą i się…. zdenerwują. A w zdenerwowaniu w środkach przebierać nie będą. A stąd do otwartego konfliktu zbrojnego, którego celem byłoby zniszczenie chińskiej infrastruktury na rzekach w Tybecie już tylko naprawdę niewielki krok.

Ale tymczasem społeczeństwo świętuje, puchnie z przejedzenia i przepicia, i specjalnie nie zaprząta sobie głów tym co może się wydarzyć w niezbyt precycyjnie określonej przyszłości. “What will be, will be”, nieprawdaż?

Leszek Ślazyk

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button