Polityka

Chiny: Długa droga do supermocarstwa

W ostatnich tygodniach Chiny zredukowano w polskich mediach w zasadzie wyłącznie do wciąż nierozwiązanej zagadki zaginięcia samolotu MH370. To i tak lepiej niż wcześniejsze „zimne sezony” charakteryzujące się przedstawianiem wyłącznie ciekawostek z Chin: świnka o dwóch głowach, zawalony budynek, wypadek autobusu. A przecież Chiny są ponoć drugą gospodarką świata. Winny więc zajmować w mediach tyle czasu ile Stany Zjednoczone. A jednak nie zajmują.

Być może taka sytuacja ma swoje uzasadnienie. Nie wynika to broń Panie Boże z mądrości mediów. To wyłącznie przypadek. Jednakże znamienny.

Jak już wspominałem wielokrotnie, Chinom przypisano drugie miejsce na świecie w kategorii gospodarka bez głębszej refleksji, ani przed, ani po. Policzono bieżące dane i tak wyszło. Więc są tą drugą gospodarką świata. Niejako z automatu powierzono im również rolę super mocarstwa politycznego. Chińczycy z jakiegoś powodu zapomnieli o przykazaniach Deng Xiaopinga i weszli w rolę. Chyba nawet uwierzyli, że są w stanie swobodnie konkurować z Ameryką w przesuwaniu pionów na mapie politycznej świata. Ale czy na pewno?

Ostatnia wizyta Sekretarza Obrony USA Chucka Hagla w Chinach pokazała z pewnością jak różne interesy mają oba państwa. Wydarzenia mające miejsce równolegle na Ukrainie wykazały różnicę w „zasięgu” realnych wpływów pomiędzy Pekinem, a Waszyngtonem. W drodze do Chin Chuck Hagel zatrzymał się w Japonii, kraju będącym najbliższym i najsilniejszym sojusznikiem w regionie. Japonia obserwując wzrost siły militarnej Chin postanowiła zmienić swoją dotychczasową strategię dotyczącą planów zbrojeniowych. Amerykanie nie mają nic przeciwko tej zmianie. Wręcz przeciwnie. Do 2017 roku zwiększą obecność marynarki wojennej na Wyspach Japońskich o dwie duże supernowoczesne jednostki.

I tu ujawnia się w aktualności ogólność różnic pomiędzy pozycją Stanów Zjednoczonych i Chin Ludowych. Namiętnie krytykowany Samuel Huntington w latach 90-tych XX wieku wskazał dwie zasadnicze zmiany w polityce światowej: pierwsza opiera się według niego na istotnych przekształceniach wynikających z kryteriów kulturowych i cywilizacyjnych, druga – paradoksalna – to znaczenie siły dla istoty stosunków międzynarodowych. Innymi słowy: świat się zmienił, zmniejszył, zglobalizował i kulturowo i finansowo, ale o prymacie na świecie stanowi po prostu siła. Amerykanie są w stanie stosować siłę jako rozwiązanie ostateczne w dowolnym miejscu na Ziemi. Chińczycy nie maja takiego potencjału. Chiny wpompowały niewyobrażalne sumy pieniędzy w niemal każdy zakątek świata. Jednak pieniądze te nie kupiły im trwałej lojalności. W przypadku zmiany światowych koniunktur dotychczasowi „przyjaciele” zapewne się odwrócą do Pekinu plecami, jeśli będzie się im to opłacało. Sojusznicy Stanów Zjednoczonych, goszczący na swoim terytorium amerykańskich żołnierzy takiego nagłego zwrotu nie wykonają. Dla własnego bezpieczeństwa. Czy się nam to podoba, czy nie, Stany Zjednoczone maja nad innymi państwami przewagę gospodarczą, wojskową, dyplomatyczną, ideologiczną, techniczną i kulturową. Bez żadnego wątpienia mają taka przewagę nad Chinami Ludowymi. Te, wyłącznie w swoim najbliższym sąsiedztwie, muszą najpierw udowodnić przewagę w powyższych kategoriach nad Rosją, Japonią, Indiami. A przecież i te państwa mają swoje ambicje, interesy różne od chińskich….

Czy Chiny pragną stać się supermocarstwem? Nie wiem. Być może. W przeszłości były. Ale poniekąd same dla siebie. Państwo Środka. Tylko one miały wartość pod Niebem. Reszta świata stanowiła nieciekawy obszar zamieszkany przez barbarzyńców. Między innymi przez nas. Być może Pekin chciałby powrotu do stanu poprzedniego. Świat ostatnio zmienił się jednak bardzo. Trudno wpasować w nową rzeczywistość stare formaty.

Jeśli Chiny chciałyby zająć miejsce Stanów Zjednoczonych to mają przed sobą niezwykle długą drogę. Kosztowną. Wymagającą co najmniej jednej światowej wojny, która pozwoli uzależnić od siebie kraje najbardziej zaangażowane w konflikt. Atakujących i atakowanych. Energia, pieniądze, czas. Bardzo dużo czasu.

Czego i państwu życzę. Prymat Ameryki bowiem, to coś co rozumem ogarniamy. Chin nie rozumiemy i zrozumieć nie jesteśmy w stanie. Trudno funkcjonować pod komendą niezrozumiałego przywódcy. Ten zaś nie rozumiejąc podkomendnych przyjmuje rozwiązania siłowe.

Słabo, nieprawdaż?

Leszek Ślazyk
 

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button