Polityka

Europo, Chiny przyglądają się uważnie

Aktualne działania europejskich polityków są przedmiotem uważnych analiz pekińskich specjalistów od strategii politycznych. Nieporadność demokratycznie wybranych przedstawicieli 28 państw Europy wobec kolejnych działań Rosji staje się podstawą budowania planów, dzięki którym Chiny Ludowe mogą posunąc się znacznie dalej niż kiedykolwiek w przeszłości. Już wiedzą, że "there is no limit".

Wczoraj ambasadorowie krajów UE nie potrafili wypracować wspólnego stanowiska wobec Rosji w kontekście najgłośniejszej sprawy ostatnich dni, czyli zestrzelenia przez Rosjan malezyjskiegp samolotu pasażerskiego z 298 osobami na pokładzie. Ambasadorowie nie są nawet zgodni co do tego kto stał się sprawcą tego masowego mordu. Wydaje się wręcz, że tylko kilka krajów nie ma wątpliwości co do tej kwestii. W tym obozie znajdują się z pewnością Stany Zjednoczone. Wielka Brytania, Australia i Polska. Wśród Francuzów już ledwie 40% obywateli podziela to zdanie. Opinia publiczna jest echem opinii tamtejszych polityków rozpowszechnianych przez media. Politycy i media napędzane pieniędzmi korporacji mających interesy z Rosją sa pełni wątpliwości. W sprawie, co do której wątpliwości być nie może.

Malezyjski samolot został zestrzelony. Tu nawet marionetkowe instytucje rosyjskie, jak sztab generalny Rosji wątpliwości nie mają. Satelitarne materiały wywiadowcze nie pozostawiają pola do dywagacji: ku boeingowi lecącemu z Amsterdamu wystrzelono pocisk rakietowy. Nie taki jakimi dysponują "bojownicy" Hamasu. Rakieta, która zniszczyła cywilny samolot malezyjskich linii lotniczych była bez żadnych wątpliwości pociskiem wiekszym, potężniejszym, niż "kassamy", czy "nassery". Specjaliści są w zasadzie zgodni co do typu broni. Cywilny samolot lecący nad Ukraina dosięgła rakieta typu ziemia-powietrze rosyjskiego systemu BUK-1M. Oczywistym jest, że została odpalona przez terrorystów inspirowanych przez Moskwę. Dlaczego to tak oczywiste? Otóż dlatego, że owi terrorysci zwani Bóg wie dlaczego "separatystami" nie posiadają (póki co) lotnictwa. Zatem wykorzystanie tego typu broni w starciach z Rosjanami przez Ukraińców mija się z celem. Tymczasem w przypadków rosyjskich terrorystów sprawa ma się inaczej. Oni od dłuższego czasu atakują śmigłowce i samoloty armii ukraińskiej. Pojedyncza rakieta BUK-M wazy bagatela 690 kilogramów. Nie da się jej ciągać na plecach i odpalać skądkolwiek. Rakiety te transportowane są i wystrzeliwane ze specjalnych transporterów. Te własnie transportery, wraz z innym sprzętem ciężkim dostarczane są rosyjskim terrorystom na Ukrainie przez nieszczelne granice. Z Rosji. Nie jst to sprzęt, który sobie można nabyć na Allegro. Jest on dostarczany przez rosyjskie władze, za wiedzą i zgodą tamtejszego prezydenta/premiera Putina i premiera/prezydenta Miedwiediewa. 

Twierdzę, iż Putin doskonale wiedział, że wydarzenie takie jak tragedia lotu MH17 z 17 lipca jest kwestią czasu. Osobnicy działający na Wschodniej Ukrainie to crème de la crème łkających za Związkiem Sowieckim środowisk nacjonalistycznych Rosji. Nie ma wśród nich osobników obdarzonych jakąkolwiek wyobraźnią, bo ta generuje refleksję. Wśród rosyjskich watażków oddziałów terrorystycznych, wodzów, których największym osiągnięciem w większości wypadków jest fakt, iż są dziećmi ludzi z wyższym wykształceniem (syn filozofa, syn historyka…) próżno szukać kogoś rozgarniętego. Takich zresztą Moskwa wśród swoich na Ukrainie nie potrzebuje. Pamiętacie hasło: "zapałki plus dziecko równa się pożar"? Kalkulacja Putina była prosta jak owo równanie. Pijany kretyn z nagle uwolnionym ego wielkiego wodza plus nowoczesny sprzęt wojskowy o dużej sile rażenia równa się murowana tragedia z udziałem Bogu ducha winnych ofiar. Stało się. Putin wiedział, że się stanie. Nie wiedział jedynie kiedy i na jaką skalę. 

W konfrontacji z wydarzeniem tak oczywistym Europa stoi bezradnie jak maluch, który się zesrał w gacie i nie wie co dalej. Okazuje się, że europejskim "politykom" nie zależy wcale na losie kilkuset przypadkowych ofiar rosyjskich terrorystów. Ważniejsze są kontakty, zamówienia, dostawy do i z Rosji. Ważniejsze są pieniądze tu i teraz, niż myślenie o naturze wydarzenia. Większość europejskich "polityków" nie potrafi nawet znaleźć w sobie tyle empatii, żeby zrozumieć co czują bliscy tych ofiar, zamordowanych w rezultacie działań władz rosyjskich, a później, po śmierci poniewieranych przez tychże morderców. Nawet premier Holandii w pierwszym odruchu nie walnął pięścią w stół. Niewyobrażalne…..

Ale co do tego mają Chiny, którymi tutaj się przecież zajmujemy? Otóż mają. Od czasów pierestrojki Rosja (wtedy jeszcze Związek Radziecki) jest dla Chin Ludowych swego rodzaju wzorem, narzędziem badawczym. Dzięki bacznej analizie wydarzeń w ZSRR Deng Xiaoping nie dopuścił do "demokratyzacji" Chin. Taka erozja systemu politycznego u Sowietów zakończyła się przecież rozpadem państwa. Utarata mocy wewnętrznej, osłabienie kontroli służb (bezpieki, wywiadu, kontrwywiadu) wyrwała soweickim komunistom władzę z rąk, oddając ja w sumie w przypadkowe ręce. Strata władzy zaś związała się z odcięciem od pieniędzy. Chiny Ludowe zatem zdusiły bezwzglednie lichy płomyczek Placu Tain'anmen, przyjęły  na siebie ciężar sankcji po 1989 roku. W 1992 roku Deng otworzył nowy rozdział: pokonał partyjny beton i umożliwił Chińczykom bogacenie się, ze szczególnym uwzględnieniem możliwości mnożenia majątków przez członków Partii. 

W roku 2008 Chiny Ludowe dały się – wbrew zaleceniom nie żyjącego już wtedy Deng Xiaopinga – dały sie wepchnąć do grona miedzynarodowej ekstra klasy. Kryzys finansowy 2010 roku uczynił z Chin kandydata do pozycji światowego lidera. Tyle, że (czego był świadom Deng) Państwo Środka długo jeszcze nie będzie w stanie tego miejsca zająć. Chiny mają jakieś pieniądze, mają potencjał gospodarczy, ale już na przykład z technologicznym i militarnym jest znacznie gorzej. Jednak aktualne wydarzenia w Europie pozwalaja Chinom poważnie przeszacować swoje zasoby. Okazuje sie bowiem, że nawet w sytuacjach konfliktowych, nawet gdy jedna ze stron używa sił zbrojnych świat zachodni udaje sam przed sobą, że napięcie można rozładować na drodze negocjacji. Pekin już wie, że jeśli wejdzie w konflikt z Wietnamem, Tajwanem, a może nawet Japonią (w tym przypadku zajmując sporne wysepki, nie mierząc w główne ośrodki rzecz jasna), to może spodziewać sie reperkusji takich jak potępienie swych działań przez ONZ. Innych działań nie będzie. Sankcje? Jakie? Wstrzymanie importu towarów, których Zachód u siebie nie produkuje, bo całą produkcje przeniósł do Chin? Wstrzymanie eksportu, który w przypadku Niemiec, USA, czy Francji stanowi jeden z najważniejszych filarów własnej gospodarki? 

Nieporadność Europy może stac się katalizatorem dla sojuszu wojskowego Rosji z Chinami Ludowymi. Oczywiście w tym przypadku każdy z "partnerów" będzie miał swoje własne cele i ambicje do zrealizowania. W tym najważniejszą – zajęcie pozycji przywódczej. Jednak bez względu na te słabości sojusz takowy może stać się wyzwaniem przekraczającym potencjał innych sojuszy, w tym przede wszystkim NATO. Co będzie oznaczać, że nikt w Europie jaki w Azji nie będzie się mógł czuć bezpieczny. 

Chiny nigdy nie miały skłonnosci do opanowywania świata. Nawet w czasach największej prosperity przyglądały się światu z pewnym zaciekawieniem, a po nasyceniu ciekawości wycofywały się w swoje granice. Bez wątpienia jednak Chiny chcą stać się niekwestionowanym liderem Azji. W sojuszu z Rosją mogą podporządkować sobie państwa azjatyckie nawet bez jednego wystrzału. Skoro Zachód ma taki problem z jakąkowliek realną reakcją na działania Rosji pod swoim bokiem, to jak może zareagować na podobne wydarzenia na przykład w Laosie, na Tajwanie, czy Wietnamie? Rządzący azjatyckimi państwami wybiorą mniejsze zło. Feudalna zależność wszak zawsze lepsza niż zniszczenie.

Takie to właśnie moga być konsekwencje dzisiejszych wątpliwości europejskich polityków. Te w skali makro. Zaś w skali mikro każdy z nas może stać się celem podobnego ataku, który pozbawił życia 298 osób lecących na początku wakacji letnich z Europy do Azji. Ot tak, za sprawą kaprysu pijanego kretyna mówiącego o sobie "rosyjski patriota", wyposażonego w broń przez Moskwę, wspieranego słabością Europejczyków. 

Leszek Ślazyk

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button