Oniemiałem. Dobry duch przesłał mi link do informacji w gazecie.pl o kolejnej wyprawie do Chin organizowanej przez jeden z polskich urzędów marszałkowskich. Zaczyna się to tak:
"Pracownicy Wydziału Filologicznego oraz Szkoły Języka i Kultury Polskiej UŚ pojechali na Daleki Wschód, by zachęcić do kształcenia w Katowicach chińskich i koreańskich studentów. Jednym ze sposobów jest zainteresowanie ich… śląską godką.
Wykład o polskich dialektach, ze szczególnym uwzględnieniem tematyki śląskiej godki, na Pekińskim Uniwersytecie Języków Obcych wygłosi prof. Jolanta Tambor, pełnomocniczka rektora ds. studentów zagranicznych i dyrektorka SJiKP. W stolicy Chin naukowcy i towarzyszący im przedstawiciele Urzędu Marszałkowskiego spotkają się też z Tadeuszem Chomickim, ambasadorem RP w Pekinie, który pomaga im w nawiązaniu współpracy z miejscowymi uczelniami.
Delegacja ze Śląska spotkała się z władzami Uniwersytetu Północno-Wschodniego w Shenyang, gdzie rozmawiała o planach utworzenia na UŚ Instytutu Konfucjusza oraz otwarcia lektoratu języka polskiego w Shenyang. W programie wizyty znalazła się także wizyta w Seulu i polonistyczna konferencja, podczas której koreańscy studenci powalczą w konkursie krasomówczym o wyjazd do Cieszyna na XXIII Letnią Szkołę Języka, Literatury i Kultury Polskiej."
Nie chce mi się już wnikać w sensowność promowania gwary śląskiej w Chinach. Otrę się o dyskusję w rodzaju tej o trotylu i mgle. Nikt nikogo nie przekona. Ciekawi mnie jednak, czy już wyjaśniono sobie z Chinami sprawę akceptowania przez ChRL dyplomów polskich uczelni. Bo to zdaje się była najpoważniejsza przeszkoda w zachęcaniu chińskich studentów do uczenia się w Polsce. Na co komu studia, których dyplom ukończenia można sobie wsadzić w buty co najwyżej? Może zamiast jeździć bez sensu z wykładami, które nikomu niczego nie przyniosą należałoby opracować tezy, które udowadniałyby przeciętnemu młodemu Chińczykowi, że języka polskiego uczyć się warto. Warto? Już odpowiedź na tak postawione pytanie powinna zaoszczędzić parę groszy z naszej ogólnej, czyli podatniczej kiesy.
Do furii doprowadzają mnie takie beznadziejnie bezsensowne działania. Czy komuś się wydaje, że jednorazowe wyjazdy pozwolą nawiązać współpracę pomiędzy uczelniami tak sobie odległymi w każdym aspekcie? Czy najwłaściwszą drogą promowania naszej kultury, naszego języka, nas samych jest działanie od d..y strony? Może powinniśmy prowadzić jakąś ujednoliconą politykę względem Chin, a nie amatorskie akcje, których głównym motorem jest odbycie ciekawej wycieczki za cudze pieniądze?
Idę zapalić świeczkę, wyciszyć się. Jak się będę napinał za bardzo to mi żyłka pęknie.