Koniec historii jeansowego mundurka
Przez lata tysiące firm w Chinach pozwalały światowym markom odzieżowym oferować coraz tańsze linie ubrań dostępnych dla każdego. Para markowych spodni jeansowych kosztowała “na sklepowej półce” 15-20 dolarów, a T-shirt 5. Dzięki temu takie lokalne w swych początkach firmy jak Zara, H&M czy Topshop zamieniły się w światowych gigantów branży odzieżowej. Ale dzisiaj ta machina przestaje się kręcić.
– Ciągle otrzymujemy zamówienia zza granicy, wszystkie fabryki je dostają. Ale żadna ich nie przyjmuje, bo gdybyśmy je przyjęli to musielibyśmy od razu liczyć wyłącznie straty. Obcokrajowcy nie chcą płacić tyle ile powinni, żebyśmy mogli zrealizować ich zlecenia. A my już nie możemy pracować mając jedynie nadzieję na lepsze jutro. Już od dwóch lat nie zarobiliśmy na tym interesie ani yuana, dłużej już tego robić nie możemy – mówi Wei Xiaofeng, młoda businesswoman.
The Sea Mountain Clothing Company, firma założona przez Wei i jej męża 7 lat temu to jedna z 5000 fabryk zajmujacych się produkcją denimu i wyrobów jeansowych w Xintang, mieście na południu Chin, które stało się światową stolicą produkcji jeansu. Jeśli masz w szafie parę jeansów dowolnej marki to jest wielce prawdopodobne, że spodnie te zostały uszyte właśnie w Xintang. Albo, że materiał, z których zostały uszyte wyprodukowano w jednej z tutejszych tkalni. Senne miasteczko, którego mieszkańcy jeszcze 30 lat temu utrzymywali się głównie z produkcji rolnej, stało się miejscem pracy prawie miliona robotników, którzy rocznie wytwarzają 260 milionów par jeansów, co w sumie stanowi więcej niż 1/3 ogólnoświatowego zapotrzebowania na ten rodzaj odzieży.
W ciągu 30 lat powstał tu ośrodek produkcji odzieży jeansowej dysponujący najnowszym na świecie zapleczem technologicznym. Dlatego też produkują tu takie marki jak Calvin Klein, Lee, Levi’s, Wrangler, ale również Guess, Diesel, G-Star i wielu, wielu innych. Lokalne fabryki maja większe możliwości techniczne niż ich konkurenci z Włoch czy Japonii.
Ale dzisiaj wiele fabryk świeci pustkami. Jednym z powodów jest wysoki koszt bawełny. Ceny na całym świecie osiągnęły poziom najwyższy od dziesiątków lat. Ba! Amerykańskie Towarzystwo Bawełniane twierdzi, że dzisiejsze ceny są najwyższe od 150 lat. Tymczasem w strefie zachodniej, dotkniętej kryzysem ekonomicznym konsumenci nie są skłonni płacić wiele za nową odzież.
Jeansowe zagłębie powstało w delcie Rzeki Perłowej dzięki przedsiębiorcom z Hong Kongu, którzy pod koniec lat 1970-tych postanowili przenieść swoje zakłady do Chin Ludowych. Dzisiaj za nieoczekiwanym kresem denimowego centrum świata również stoją biznesmeni z Hong Kongu. Dzisiaj są to jednak głównie deweloperzy. Pojawienie się wielkich zakładów pracy uruchamianych przez obywateli Hong Kongu spowodowało poprzez lata zbliżenie tego miasta do miejscowości takich jak Xintang. Pojawiły się wygodne połączenia morskie (promy i wodoloty), drogowe (autostrady), kolejowe. Wielu mieszkańców Hong Kongu zaczęło więcej czasu spędzać w swoich fabrykach i ich bezpośredniej okolicy, niż w swoim rodzinnym mieście. Wkrótce zaś okazało się, że wielu mieszkańców Hong Kongu wolałoby zamieszkać w takich miejscach jak Xintang niż w Hong Kongu, bo taniej, więcej przestrzeni, bliżej do pracy. I tak zaczął się boom mieszkaniowy w delcie Perłowej Rzeki. Dzisiaj wielu właścicieli dużych fabryk jeansu, w których powstały ogromne linie produkcyjne, tkalnie, pralnie, farbiarnie, szwalnie, którzy zatrudniali nawet kilka tysięcy osób, stoi przed niezbyt złożonym problemem: czy kontynuować pracę, borykać się z coraz większymi problemami ze znalezieniem surowca, spełnieniem coraz ostrzejszych norm środowiskowych, szukaniem ludzi do pracy, czy też może dać się skusić deweloperowi i sprzedać grunty, na których stoi zakład za pieniądze, których w najlepszych czasach nie udałoby im się zarobić przez 100 lat. Jak wspomniałem problem jest mało złożony i odpowiedź jest prosta: sprzedawać! sprzedawać! sprzedawać!
Sam byłem świadkiem rozmów pewnej młodej właścicielki ogromnego zakładu szyjącego spodnie i dla Artmana i dla Ralf Laurenta z przewodniczącym powiatu. Ona chciała sprzedać fabryczne hektary i wyjechać albo do Hong Kongu, albo do Szanghaju, żeby żyć życiem rentierki, on błagał ją na wszystko, żeby jednak nie sprzedawała. Przewodniczący wiedział bowiem, że w miasteczku jeszcze 3 wielkich producentów waha się i zastanawia, czy przyjąć ofertę deweloperów. Ona tam była największa, najważniejsza. Co by postanowiła ona, pozostali zrobiliby bezzwłocznie. Przewodniczący starał się o jakieś subwencje, ulgi podatkowe, groził, prosił, przymilał się. Deweloperzy tymczasem umawiali się co jakiś czas na doskonały lunch w najlepszej lokalnej restauracji i pokazywali na karteczce coraz to wyższe propozycje finansowe. Wreszcie przestała się wahać. Głównie dzięki pewnemu dużemu klientowi, znanej światowej marce jeansowej. Klient ten złożył piękne zamówienie, a kiedy przyszło do odbioru towaru zaczął szukać dziury w całym, żeby obniżyć cenę pod pozorem nie najlepszej jakości. Ona machnęła ręką, sprzedała fabrykę, okoliczni giganci denimowego biznesu zrobili natychmiast to samo. I nie ma już fabryk, są bardzo ładne, nowoczesne osiedla, z mieszkaniami znacznie tańszymi niż w Hong Kongu, z którego można tu dotrzeć wodolotem w 45 minut. A spryciarze z wielkiej światowej firmy szukają nerwowo alternatyw w Bangladeszu, czy Pakistanie.
Co dalej z historią jeansowego mundurka? Oczywiście historia się nie skończy. Jeansy stały się trwałym elementem stroju ludzi na całym świecie. Dlatego też za chwilę, która może trwać rok, dwa, trzy, pojawi się nowe zagłębie denimowe. Umarł król – niech żyje król! Być może odrodzi się w Chinach, gdzie są maszyny, urządzenia, linie produkcyjne, na które nie stać nikogo innego na świecie. Ja chciałbym bardzo, żeby to królestwo powstało w Polsce. Marzyciel… W Europie jakoś mało komu zależy na promowaniu produkcji, niestety. Ameryka Południowa ma większe szanse przejęcia pałeczki. Nie dość że blisko tam do bawełny ze Stanów, to jest też bawełna własna. Koszty pracy są stosunkowo niskie, możliwości przeniesienia całych fabryk zarówno z Azji jak i z Ameryki Północnej bardzo realne. Szczególnie w obliczu zacieśniania stosunków przyjacielskich Chin z krajami Ameryki Łacińskiej. Zwłaszcza tymi posiadającymi złoża surowców naturalnych interesujących Pekin. Latynoskie jeansy będą z pewnością droższe niż te z Chin. I co z tego? Większość towarów drożeje w czasie, konsumenci przywykają do wzrostu cen i po chwilowym oporze ponownie kupują ulubione towary. My też przez jakiś czas będziemy kręcić nosem na ceny mając w pamięci te sprzed 3-4 lat. Ale kiedy wytrą się nam doszczętnie ostatnie ulubione “teksasy” złamiemy się i kupimy nowe, upatrzone jeansy. Może znów Made in China. A może Made in Poland….? A może Made in Guyana? Zobaczymy.
…