Chiny subiektywnie

Amerykański strzał w stopę – kolejny gol dla Chin

Jakiś czas temu pisałem o amerykańskiej wpadce wizerunkowej w Azji. Miało to związek z aferą niejakiego Snowdena, który wyjechał ze Stanów i nagadał wszędzie gdzie mógł o amerykańskim szpiegostwie w cyberprzestrzeni. Amrykanie stracili podówczas swój image kraju wolności, demokratycznie chronionej prywatności i tego wszystkiego, czego w Chinach brakować miało. Obecny kryzys budżetowy USA stanowi kolejny prezent Waszyngtonu dla Pekinu. To ciekawe, że losy ChRL od pra-początków jej istnienia uzależnione są takich amerykańskich "suwenirów".

W roku 1947 dzięki – używając najdelikatniejszego eufemizmu – trójcy niezbyt zorientowanych w chińskiej rzeczywistości panów: Stilwella, Marschalla i Trumana, Komitet Połączonych Szefów Sztabów uznał, że los Chin nie jest istotny dla Stanów Zjednoczonych. Na liście 16 amerykańskich priorytetów strategicznych Państwo Środka zajęło miejsce 14. Stilwell, Marschall i Truman nie lubili Czang Kaj-szeka. To wystarczało im aby widzieć w Mao Zedongu agrarnego socjalistę (sic!) i w tajnych dokumentach wykluczyć jakąkolwiek pomoc finansową czy sprzętową dla armii Kuomintangu. To właśnie dzięki USA komuniści chińscy z głębokiej defensywy, totalnego rozbicia, z planu Mao przejścia granicy z ZSRR i działania tam jako partyzantki mogli w ciągu zaledwie 2 lat pokonać siły narodowców. Jeszcze w 1948 roku pomimo przewagi liczebnej komunistów, ale dzięki znacznie większym umiejętnościom dowódców i wyszkoleniu żołnierzy walczących na wielu frontach II wojny światowej, Czang Kaj-szek wciąż miał szansę zwyciężyć. Waszyngton w swojej małostkowości i z braku zdolności myślenia perspektywicznego zrobił wszystko co mógł, aby doprowadzić rząd republikański do upadku. 1 października 1949 roku Mao Zedong proklamował Chińską Republikę Ludową. Amerykanie, zgodnie z pomysłem Trumana i Marschalla nie nawiązali stosunków dyplomatycznych z Pekinem. Przez lata (dopiero po ich nieodwracalnej klęsce) uznawali za Chiny właściwe rozbitków z Tajwanu. Ale i z tego się wycofali. Kissinger doprowadził do spotkania Mao Zedonga i Richarda Nixona w Pekinie w 1972 roku. Po 25 latach Amerykanie zrozumieli, że w obszarze Azji, Pacyfiku Chiny są dla nich strategicznie istotne. Ale zamiast rozmawiać z Czang Kaj-szekiem, członkiem Wielkiej Czwórki, zmuszeni byli rozmawiać z najbardziej podówczas kapryśnym i nieprzewidywalnym komunistycznym satrapą.

Nigdy potem nie było lepiej. Amerykanie w sprawach chińskich, a szczególnie tych związanych z Chinami Ludowymi zwykli poruszać się jak mocno pijany słoń w niezwykle ciasnym składzie porcelany. Nawet ich głębsze westchnienie powoduje straty, z którymi szef składu obnosić się może publicznie, zręcznie pozyskując współczucie i wsparcie przypadkowych świadków, którzy nie do końca są świadomi faktu, że w sumie to ta porcelana kradziona jest.

Obecny kryzys budżetowy USA określany jest w Chinach w różnych delikatnych formach. Wszystkie te delikatności uwypuklają słabość administracji waszyngtońskiej. No bo cóż to za rząd, który w każdej chwili może zostać odcięty od finansowania? Czy w Pekinie rzecz taka jest możliwa? No jest? Nie. Nie jest. Gabinet Obamy w konfrontacji z drużyną Xi Jinpinga i Li Keqianga wydaje się reprezentacją innej zgoła ligi. Lokalnej jakiejś nie ekstraklasowej.

Kryzys budżetowy w Stanach zbiegł się w czasie z podróżą Xi Jinpinga po krajach azjatyckich. Będąc w Indonezji prezydent ChRL przedstawił projekt uruchomienia nowego Jedwabnego Szlaku. Tym razem miałby to być szlak morski. Jeśli spojrzymy na mapę świata, łatwo dostrzeżemy, w którym kierunku zmierzają wektory chińskich planów polityki zagranicznej. Nie są to z pewnością kraje takie jak Korea Południowa, Japonia, czy Filipiny, które Chin się obawiaja i w USA, słusznie, czy niesłusznie, upatrują swoich gwarancji bezpieczeństwa. Ale jest cała duża grupa krajów, dla których Stany Zjednoczone są niezwykle odległym i niezwykle wątpliwym sojusznikiem. Tym krajom rozsądek, oraz dobroduszny uśmiech Xi Jinpinga podsuwa pomysł sojuszu z Chinami. Czy jest to bratanie się much z pająkiem, czy wręcz odwrotnie, oddawanie się w opiekę troskliwego "Big Brothera" – pokaże czas. Dzisiaj już jednak widać, że Amerykanie, przy całej swojej wielkości, w wielu aspektach, a szczególnie w obszarze polityki zagranicznej są niestety mali, a bardzo często małostkowi. Pielęgnując w sobie inklinacje do zajmowania pozycji przywódcy światowego zapominają nieustannie, że ich decyzje i problemy wewnętrzne mają wpływ na zachowania rządów i społeczeństw całego świata.

Dla nas samych powinna to być niezwykle pouczająca lekcja. Skoro Waszyngton nie jest w stanie zrozumieć konsekwencji swoich czynów dla relacji z Chinami i otaczającymi je krajami, to jakież dla niego mogą mieć znaczenie relacje z naszą ojczyzną?

Leszek Ślazyk

 

 

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button