Chiny subiektywnieGospodarka

Chiny, albo Narrenturm

Mój ukochany Święty Mikołaj (czy raczej Mikołajka) sprawił, że pod świątecznym drzewkiem znalazłem trylogię Andrzeja Sapkowskiego „Narrenturm” w wersji audio (znakomita produkcja, to słuchowisko, a nie zwykły audiobook). Według autora „Narrenturm znaczy ‚wieża błaznów’, w znaczeniu ‚głupców’, ‚wariatów’, w takich wieżach separowano i więziono w średniowiecznej Rzeszy ludzi umysłowo chorych.” Czytając ostatnie doniesienia dotyczące potencjalnego wpływu stanu gospodarki Chin na światową ekonomię dochodzę do wniosku, że ktoś powinien – zgodnie z dzisiejszymi trendami – założyć globalną sieć takich „wież błaznów”, z jakimś atrakcyjnym, powszechnie rozpoznawalnym logo. Kandydatów do odseparowania (prewencyjnie, chociaż na jakiś czas) od otoczenia i od nich samych mamy bowiem bez liku.

Ktoś (nie pomnę kto…) ładnie kiedyś powiedział, że kapitalizm jest bezrefleksyjny. W sensie, że nie pochyla się nad tym co przynieść mogą w przyszłości dzisiejsze działania, a wyłącznie tkwi w teraźniejszości, bowiem chce, aby właśnie co pomyślane zamieniało się w zyski tu i teraz. Bo – oczywiście w znacznym uproszczeniu – w liberalnym kapitalizmie chodzi o to przecież, żeby przede wszystkim zarobić, w imię wolności jednostki, bez oglądania się na boki, bez roztrząsania nadmiernego skutków tej, czy innej metody zarabiania, bez wnikania w uboczne skutki bieżącej działalności.

Świat zachodni (czyli ten, który za swoje przyjął standardy europejskie, niekoniecznie leżąc geograficznie na zachód względem Chin) od końca XVIII wieku stara się dowieść bezrefleksyjności kapitalizmu. Trudno się temu dziwić skoro to właśnie ta forma gospodarowania zburzyła omszałe struktury społeczne i pozwoliła wspinać się na szczyty drabiny społecznej nie tym, którzy mieli farta rodząc się pośród szlachetnie urodzonych, ale przed wszystkim tym, którzy potrafili zyskać szybciej, a nadto więcej niż inni. Burżuazja (jak nazwano tą nową klasę przy forsie) traktowano początkowo ze wstrętem. Ale ponieważ i szlachetnie urodzeni potrzebują pieniędzy, szybko pozbyto się przestarzałych poglądów na pochodzenie. Szlachetnie urodzeni są dziś anachronizmem, pamiątką przeszłych” dobrych” czasów. Ci ze smykałką do interesu przykuwają uwagę mediów i ludności. Coraz częściej smykałka ta jest dla ludności wystarczającą kompetencją do sprawowania władzy (co kiedyś było wyłączną domeną dobrze urodzonych), a przykład Donalda Trumpa jest dowodem na to, że i ludność i jej idole są wzajemnie siebie warci. Dla jednych i drugich ważne są bieżące obietnice, rozpatrywanie skutków tych obietnic nie jest warte uwagi.

Media zainteresowane ludźmi ze smykałką do interesu urodziły niezwykłą mnogość specjalistów i ekspertów zajmujących się obserwowaniem, ale przede wszystkim komentowaniem tego co na rynkach się działo, się dzieje, i się dziać będzie. W tej grupie dominantę stanowią ludzie obarczeni wyżej wzmiankowaną cechą kapitalizmu, czyli brakiem refleksji. Jeszcze dwadzieścia lat temu ich powierzchowny stosunek do procesów i wydarzeń przez nich samych opisywanych był niezauważalny. Świat wlókł się jak taśma w kasecie magnetofonowej. Dzisiaj zapiernicza niczym fotony w światłowodzie. Przemiany, które kiedyś zajmowały całe stulecia, obecnie dokonują się na przestrzeni dziesięciolatek.

I tu pojawia się fenomen Chin Ludowych. Gdzieś już w pierwszych latach XXI wieku pojedynczy obserwatorzy Państwa Środka, ci rzetelni, czujni, analizujący i wyciągający wnioski, zaczęli uprzedzać, że chiński cud nie będzie trwał wiecznie. Że kiedyś to co tak gwałtownie wznosi się ku górze, musi zacząć opadać. Bo po hossach są bessy. Bo kryzysy są immanentną cechą gospodarek.

Niżej podpisany zaczął dostrzegać symptomy „przegrzania” w roku Olimpiady w Pekinie. Cztery lata później, czyli w roku 2012 nie trzeba było niczego domniemywać: gołym okiem widać było spowolnienie, wyczerpywanie się modelu gospodarczego Chin. A pomimo to specjaliści i eksperci poprzez wszelakie media twierdzili, że rok Olimpiady w Pekinie to dowód na rodzącą się super moc Chin, które wzięły na siebie sprawnie ciężar ratowania globalnej ekonomii. Że osobnicy tacy jak Gordon C. Chang, lub Bert Dohmen wieszczą kryzys, ba nawet upadek Chin w znanej współcześnie formie powodowani, albo negatywnymi emocjami, albo zwyczajnie brakiem rozumu. Potem, gdy firmowane przez HSBC wskaźniki PMI dla chińskiego przemysłu co rusz spadały poniżej granicy 50 punktów, twierdzono, że władze w Pekinie mają wiele narzędzi, aby uniknąć „twardego lądowania”, a co więcej, są w stanie utrzymać, a może nawet ponownie podnieść wzrost PKB, tego światowego fetyszu. Dowodem na słuszność takiej koncepcji miały być wyrywające się sporadycznie ku górze wskaźniki eksportu, sektora usług, etc.

Żeby to czcze gadanie pozostawało jedynie gadaniem. Ale ono utwierdzało również ludzi ze smykałką do interesu, że chiński cud będzie cudownie wieczny. Trafił swój na swego, można by rzec. Weźmy za przykład nasz lokalny KGHM, który przez ostatnie 5 lat zachowywał się tak, jakby Chinom można było sprzedać każdą ilość miedzi po fantastycznie korzystnych dla KGHM cenach. To samo czynili wydobywający spod ziemi rudy żelaza, ropę naftową, wytapiacze stali i aluminium, producenci cementów, silikonów i wszystkiego tego co pochłaniała rosnąca, nienażarta, przeogromna chińska gospodarka, nazwana koniec końców drugą gospodarką świata. W tyle nie pozostali też morscy armatorzy. Założyli oni, że skoro Chiny będą nieustannie rosły w eksportową (lub importową) siłę, to będzie im trzeba więcej i więcej statków gotowych do przewiezienia większej i większej ilości ładunków masowych, kontenerów, drobnicy. Rozkręcono produkcję gigantycznych kontenerowców i masowców, wyłącznie do obsługi kierunku „Far East” (czyt. Chin). I dzisiaj, dokładnie w tej chwili, powstaje ich jeszcze więcej, jeszcze większych.

Od czerwca zeszłego roku, od kiedy indeksy giełd w Szanghaju i Shenzhen zaczęły spadać na łeb, na szyję, pośród ekspertów i specjalistów od ekonomii poczęły szerzyć się domniemania, że może wskazania dotyczące PKB podawane przez Pekin nie są do końca rzetelne, że może centralne zarządzanie nie najlepiej służy gospodarce, że zadłużenie wewnętrzne rządów prowincjonalnych jest faktem, tak jak i niewydolność chińskiego sektora finansowego, że wielkie firmy państwowe w dużej mierze są już bankrutami, i że może jednak Chiny zwalniają szybciej, gwałtowniej niż ktokolwiek zakładał. A przecież wszystkie te zjawiska były widoczne już w 2001 roku, ich kumulacja i negatywny wpływ na sytuacje gospodarczą Chin była w sumie wyłącznie kwestią czasu.

W zeszłym tygodniu Chiny poinformowały oficjalnie i ostatecznie, że w roku 2015 nie udało się osiągnąć zakładanego wzrostu PKB na wyznaczonym poziomie 7%. Osiągnięto „zaledwie” 6,9%. To niby 0,1% różnicy, ale ta dziesiąta część procenta uczyniła zeszłoroczny wzrost chińskiej gospodarki najgorszym w minionym ćwierćwieczu.

No i co? Nic! Giełdy chińskie w reakcji poszły w górę!

Ostatnio specjaliści i eksperci zaczęli zakładać, że w przyszłych latach Chiny zwalniać będą jeszcze bardziej niż miało to miejsce w ostatnich dwóch – trzech latach. A jeśli tak, to to spowolnienie będzie miało poważny wpływ na stan gospodarek większości państw na świecie. Na ceny surowców. Na stawki w transporcie lotniczym, morskim, kolejowym. Na kursy walut i ceny ropy. Na wszystko. Bo już wpływ ma, chociaż gospodarka Chin spowolniła tak troszeczkę tylko.

A przecież tak musiało się stać. Chociażby z takiej przyczyny, że rosnąca w dwucyfrowym tempie gospodarka Chin musiała wreszcie osiągnąć takie rozmiary, które uniemożliwiają równie duże przyspieszanie. Kiedy jedziemy 20km/h przyspieszenie do 30km/h nie stanowi dużego problemu, a zwiększamy prędkość o 50%. Jadąc 200km/h możemy nie zdołać przyspieszyć do 220km/h. Bo silnik nie da rady, bo automatycznie wyłączy się dopływ paliwa, bo może będziemy się bali przekroczyć te 200km/h. Przyspieszając do 220km/h zyskalibyśmy „zaledwie” 10%. W porównaniu z pojazdem jadącym 30 na godzinę i tak bez tego przyspieszania mknęlibyśmy niczym rakieta. Z gospodarką – obrazowo rzecz ujmując – jest dokładnie tak samo. Przy osiągnięciu pewnej wielkości trudno jest brykać jak źrebak. To raz. Kiedy poruszamy się z dużą szybkością niezwykle ważny jest stan techniczny pojazdu. Przy 30 na godzinę źle wyważone koło nie stanowi problemu. Przy 200 może zagrażać bezpieczeństwu kierowcy i pasażerów. To dwa. Tymczasem Chin – o czym wspominałem już niejednokrotnie – nie remontowano, nie modernizowano od lat. To stara konstrukcja z wieloma wadami, których usunąć nie można.

Czytając ostatnie doniesienia na temat sytuacji w Chinach i potencjalnego wpływu tej sytuacji na ekonomię światową jestem przekonany, że byłoby bezpieczniej dla tejże ekonomii, gdyby większość autorów onych doniesień na jakiś czas trafiła do Narrenturmów, tych „wież błaznów” z Sapkowskiego. Tak jak wcześniej ludzie ci szerzyli niezachwianą wiarę w chiński cud, tak teraz pewnie wieszczyć będą Armagedon, upadek chińskiego smoka, koniec znanego nam świata i różne takie historie, dla których najlepszym rozwiązaniem może być kamień uwiązany u szyi i spacer nad najbliższą głęboką rzekę. A nie o to chodzi przecież. Kryzys, jak już wspomniałem, jest immanentną cechą gospodarki. Po latach tłustych przychodzą chude. Potem znów tłuste. I żyje się dalej. Zatem zamiast histeryzować i dramatyzować należałoby raczej skupić energię na budowaniu chociażby bardzo teoretycznych planów jak będziemy współpracować z Chinami, co od nich kupować i co im sprzedawać, kiedy nie będą już cudownym dzieckiem światowej gospodarki. Chiny Ludowe to wielkie państwo, bez względu na swoją sytuację polityczną, na stan posiadania, zawsze miało wielkie potrzeby i wielki potencjał. To czy będziemy z nich korzystać zależy od trafności przewidywań, którym bezrefleksyjne doniesienia i decyzje raczej nie służą.

Bo jak wyznał Zawisza Czarny Reynevanowi: „A ja myślę, że całe zło tego świata bierze się z myślenia. Zwłaszcza w wykonaniu ludzi całkiem ku temu nie mających predyspozycji.”

Leszek Ślazyk

 

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button