Chiny subiektywniePolska

Chiny, Polska, a różne postrzeganie rzeczywistości

 

W następstwie kilku ostatnio odbytych rozmów, kilkudziesięciu przeczytanych artykułów i dwóch właśnie czytanych książek naszło mnie (który to już raz?), żeby porównywać Chiny i Polskę. Tym razem pod kątem postrzegania rzeczywistości przez państwo i przez obywateli. Bo to zjawisko więcej niż fascynujące. Wniosek zaś z tego porównania wynika jeden: „czas bracie brać nogi za pas”.

Dzisiaj to nudne, to truizm mówić, pisać, że mamy obecnie w Polsce do czynienia z okresem chaosu. Nudnym stwierdzeniem jest również to, iż jedno plemię polskie z taką oceną się zgadza, a drugie wręcz odwrotnie. Owa druga grupa uważa, że wreszcie się robi porządek. Każdy ma prawo do własnych ocen. Trudno o obiektywizm w oku cyklonu. Musi upłynąć ileś tam czasu, żeby jakiekolwiek wydarzenie, czy serię zdarzeń (z jaką mamy do czynienia w chwili obecnej w naszym wspólnym domu, jak się to ładnie nazywa) ocenić obiektywnie. W miarę obiektywnie. Ale nawet w oku cyklonu, jeśli posiadamy zapas wyobraźni, doświadczenia, wykształcenia, potrafimy przewidzieć skutki tego co się właśnie aktualnie wyczynia.

Nie chcę już wchodzić w szczegóły tych wszystkich spraw małych i dużych, które walą się nam na łeb z wszelakich mediów każdego dnia od rana do nocy. Ja, subiektywnie rzecz jasna, nie widzę w tych wszystkich działaniach żadnego sensu. Dlaczego? Ponieważ oceniam je nieustannie w kontekście przyszłości. Tej bliższej i dalszej. Oceniam je pod względem tego jaki będą miały skutek. Cechą dominującą wszelkich zmian dokonujących się w Polsce dzisiaj jest absolutny brak umiejętności przewidywania przyszłości. Ba, więcej! Obserwując z rosnącą niechęcią tą tak zwaną klasę polityczną naszego kraju dochodzę do wniosku, że to jakieś specjalnie selekcjonowane jednostki pozbawione w ogóle umiejętności przewidywania skutków aktualnie podejmowanych decyzji. Począwszy od powszechnie znanej ustawy niejakiego Szyszki:

a skończywszy na zamieszaniu w służbach celnych.

Przy okazji: zalecam wszystkim zajmującym się importem spoza Unii przekierowywanie odpraw celnych do Niemiec, albo do Pribałtyki. Aż się w Polsce wyklaruje. Póki co można się spodziewać bałaganu i paraliżu decyzyjnego, który potrwa co najmniej do końca sierpnia. Jeśli chcecie Państwo poznać szczegóły podpytajcie znajomego celnika.

Nie zgadzam się organicznie z taką formą „reformowania” państwa. Państwo to nie jest jakaś konstrukcja z klocków Lego, którą można każdego dnia rozkładać i składać bez żadnego planu i pomysłu na to co w efekcie powstanie. Klocki Lego dadzą radę, państwo nie. Między innymi dlatego, że od klocków Lego jest nieco bardziej złożone. Reformowanie państwa jest zasadne w obszarach, które takiej reformy wymagają. To raz. A wprowadzane zmiany powinny być przemyślane teoretycznie, a w praktyce realizowane z namysłem, etapami. Chociażby dla tego, aby sprawdzić, czy zaprojektowane zmiany, w teorii takie świetne, nie są przypadkiem gorszym rozwiązaniem, niż te obecnie obowiązujące.

I tu pojawiają się Chiny jako porównanie.

Po pierwsze: W Chinach reformuje się i reorganizuje mnóstwo aspektów funkcjonowania państwa nieustannie. Jednak każda zmiana najpierw jest rozpatrywana przez fachowe gremia. Fachowość tych gremiów z każdym 5 letnim planem gospodarczym rośnie. Władze chińskie już dawno odkryły, że wiedza, doświadczenie oraz nieustannie aktualizowane informacje są podstawą dobrych decyzji. Dobrych dla partii, ale dobrych też dla państwa jako takiego.

Po drugie: Zmiany, reformy, czy nowe projekty wprowadzane są zawsze etapami. Najpierw dokonuje się eksperymentu na żywej tkance społecznej w ściśle określonym miejscu. Kiedy Deng Xiaoping wymyślił otwarcie się gospodarcze Chin Ludowych na świat, pierwszej próby praktycznej dokonano w Shenzhen, Zhuhai, Shantou i Xiamen. A potem, po uzyskaniu pozytywnych rezultatów, wprowadzono model Specjalnych Stref Ekonomicznych w całym państwie. I tak się robi w Chinach do dzisiaj. I robić się będzie w dającej się bliżej określić przyszłości. Bo nic na pałę.

Po trzecie: Jeśli już się raz coś wymyśliło, to nie porzuca się tego wymyślonego z dnia na dzień, jak śmiecia jakiegoś. Najpierw się poprawia, reformuje, modernizuje. A jeśli wysiłki spełzną na niczym, to wtedy sprawę się zamyka, odchodzi od niej, bo udowodniono, że beznadziejną jest. Taka filozofia działania nie zawsze przynosi dobre skutki, można powołać się choćby na problemy demograficzne Chin wywołane zbyt powolnymi reakcjami władz na przedstawiane przez specjalistów dane. Ale z drugiej strony to podejście do problemów tworzy bardzo określoną atmosferę dla obywateli. Element stabilności, której u nas próżno szukać.

Po czwarte: Bez względu na wewnętrzne tarcia frakcyjne, to co partia ustala traktowane jest przez kolejne zmiany u sterów jako obligo. Nie do natychmiastowego zaorania przez następców, a do ewentualnego korygowania według własnego uznania. To co opracował ze swoimi zausznikami Deng Xiaoping działa do dzisiaj. Z korektami różnymi oczywiście, ale działa. Nikomu w Pekinie nawet na sekundę nie przyszło do głowy, żeby całą przeszłość wysadzić w powietrze, no bo „Teraz My Kurwa”.

Po piąte: A to głównie dlatego, że partia w Chinach i biznes (pieniądze) w Chinach to jedno. Ja wiem, że to etycznie niefajne, że generuje wiele złych zjawisk jak korupcja, nierówności społeczne, etc. Ale z punktu widzenia państwa? Co lepsze: rządzący dbający o swoje dobro, którzy z przyczyny onych interesów, państwa będącego w rzeczywistości jedną wielką korporacją, dbają jednocześnie o dobro państwa, walczą o nie jak o swoje, bo faktycznie o swoje walczą, czy może rządzący, którzy pomimo deklaracji w nosie mają dobro państwa, a wyłącznie pożądają władzy dla władzy samej w sobie?

Po szóste wreszcie: Dominantą działań władz chińskich jest pragmatyzm. Wiadomo, że w Chinach szara strefa jest przeogromna. Większość drobnych przedsiębiorców bądź podatków nie płaci, bądź kantuje. Duzi przedsiębiorcy również kombinują na gigantyczna skalę, żeby nie oddać z tego, co udało się zyskać. Ale pieniądze zarabiane przez jednych i drugich krążą w Chinach z rąk do rąk i mnożą się. Zatem jaki jest sens radykalnego zmieniania „układu”, zawieszania każdemu na szyi kasy fiskalnej i obkładania daninami? Ludzie i tak będą kombinować. A jeśli się zacznie ich za bardzo cisnąć, to w końcu albo pójdą precz, albo się zbuntują (nauczał tego w Europie Machiavelli). Lepiej pozwolić, by dalej sobie kombinowali, płacili bez szemrania daniny poukrywane w benzynie, jedzeniu, opłatach, itd., itp., a w zamian za to nie wyciągali co chwile ręki po jakąkolwiek pomoc. Stąd na przykład tak inny stosunek władz chińskich do wynalazków typu Uber. W Polsce, jak i w Europie chyba całej mamy nieustanne spory i tarcia pomiędzy przedstawicielami władz, korporacji taksówkowych, a zarządem, współpracującymi kierowcami i użytkownikami Ubera. Tymczasem w Chinach odpowiednik Ubera, czyli DiDi Chuxing w ostatni czwartek uzyskał od władz Tianjin, gdzie firma została zarejestrowana, oficjalnA licencję zezwalającą na prowadzenie tego typu działalności. DiDi funkcjonuje w 400 chińskich miastach i codziennie obsługuje 20 milionów (tak, milionów!) kursów. Licencję przyznano w miniony czwartek. A co na to chińscy taksówkarze? A mają na pokładzie 3-4 telefony komórkowe, każdy z oddzielnym kontem DiDi i jeżdżą jak oczadziali od zlecenia do zlecenia. Czy państwo na tym traci? Czy tracą taksówkarze? Czy tracą klienci? No właśnie. Pragmatyzm.

Zdjęcie: Konrad Godlewski

Mógłbym wymienić jeszcze parę pokazujących różnice postrzegania rzeczywistości przez państwo (władze) w Polsce i w Chinach, ale nie chcę zanudzać. Tym bardziej, że powinienem wyjaśnić, czemu doszedłem do wniosku, iż „czas bracie brać nogi za pas”. Otóż według mnie, wedle mojego subiektywnego oglądu, sprawy w Polsce będą się z czasem napiętrzać. To, czego dzisiejszy przeciętny zjadacz herbatników Petit Beurre nie dostrzega, łupnie go za jakiś czas po kieszeni, albo po innych drogocennościach. Wtedy dopiero zacznie się larum, biadolenie i psów wieszanie. U nas zawsze robi się rewolucję kiedy coś nam zabierają. Cukier, kiełbasę, takie tam. Tylko, że do tego momentu minie sporo czasu. Pewnie będą jakieś wybory. I już naprawdę nie ma znaczenia, czy za 3 lata, czy za 7. Następni, jeśli będą kompetentni (tylko kto???), staną przed wyzwaniem odkręcenia tego wszystkiego co dzisiaj wykręca się z takim zacietrzewieniem. Będą musieli rozpoznać co miało sens, a co sensu żadnego nie miało. I będą potrzebować kupy czasu, żeby sprawy ułożyć. To wariant naiwnie optymistyczny. W wariancie pesymistycznym, a wynikającym z doświadczeń ostatnich 28 lat, zamienimy siekierkę na kijek. Postawimy na wygadanych (albo wyszczekanych) cudotwórców. Którzy sprawy jeszcze bardziej spieprzą.

Czy mam na to czas, czy mam ochotę po raz n-ty przeżywać te same nadzieje i głębokie rozczarowania? Nie. A zatem? Chiny? Kto wie, kto wie…..

Leszek Ślazyk

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button