Chiny subiektywnie

Czy to jawa, czy sen? – czyli ja jako wiejski głupek.

Ostatnimi czasy z coraz większą intensywnością mam wrażenie, że otaczająca mnie jawa to sen jakiś ponury, albo też w istocie jestem wiejskim głupkiem, który czegoś nie rozumie, wyciąga wnioski tak głupie jak on sam. I sieje panikę bezzasadną. A o co "kaman"? No o Chiny rzecz jasna, no bo o czymże innym mógłbym myśleć?

Sytuacja, w której przewiduje się z dużą dokładnością to co za chwilę się wydarzy nie jest godna pozazdroszczenia. Naprawdę. Wiem co mówię, bo się mnie to zbyt często przytrafia. Taki "dar" funta kłaków wart szczególnie frustruje, kiedy "rewelacje i objawienia" wynikające z daru tego nikogo nie obchodzą. Musi to być więc sen, lub – skoro wszyscy mają w d… moje paplanie – jestem wiejskim głupkiem.

Niech i tak będzie, w końcu człowiek ze wszystkim się może oswoić, do wszystkiego przyzwyczaić. Co zatem mnie, wiejskiego głupka, tak bardzo ostatnio niepokoi?

Kilka ładnych lat temu zespół „Bielizna” stworzył wiekopomny utwór muzyczny opowiadający historię proroka z Gliwic, który ciosem pięści zamieniał konia w lód. Słuchając najnowszych wiadomości dotyczących Chin w dowolnym kontekście czuję się jak rzeczony koń z owej wstrząsającej pieśni. Czemu? Bo patrzę, oczom nie wierzę, słucham, uszom również nie dowierzam, a oprócz powtarzania w kółko „Uwaga! Uwaga!” i rozdziawiania gęby niewiele więcej uczynić mogę.

W Europie, Stanach Zjednoczonych i wielu innych miejscach na świecie tęgie ekonomiczne głowy kminią jak tutaj poradzić sobie z bałaganem poczynionym przez wszelkiego rodzaju wynalazki finansowe wygenerowane w umysłach rekinów finansjery końca lat 80-tych. Tęgie głowy coraz częściej bąkają coś o tym, że na pomoc krajom rozwiniętym mogą przyjść kraje rozwijające się. Pod uwagę bierze się Chiny, Indie, często również Brazylię. Konstrukcja tego pomysłu jest dość karkołomna. Biedni, słabi, ale za to bardzo liczni mają pomóc słabnącym bogatym, oczywiście dla dobra tych drugich. W imię wartości jakichś tajemniczych, chyba humanitarnych, czy jakoś tak. Ostatnie „letnie Davos”, odbywające się w zeszłym tygodniu w chińskim mieście Dalian, było poświęcone również temu zagadnieniu. Korzystając z przywileju gospodarza premier ChRL Wen Jiabao wygłosił przemówienie kierowane do prawie 2 tysięcy przybyłych gości, w którym oświadczył, że jego kraj jest gotów przyjść z pomocą zachodnim gospodarkom, ale z pewnością nie za darmo. Ze strony Zachodu wystarczą dwa, niekosztowne, bo właściwie symboliczne gesty. Po primo Zachód uzna Chiny za kraj demokratyczny. Po sekundo za państwo z gospodarką wolnorynkową.

Ha!

Ponieważ oferta kierowana jest do stada mężów stanu formatu Berlusconiego, z dużą dozą prawdopodobieństwa domniemać można, że chińskie dictum przyjęte zostanie. No bo o cóż tutaj kopię kruszyć? Chiny wchodząc do WTO otrzymały zapewnienie, że za gospodarkę wolnorynkową uznane zostaną w roku 2016. No to po co z tym tyle czekać? A z tą demokracją to tylko dupy zawracanie.

Więc niech będzie.

Kasa jest potrzebna dziś, teraz, zaraz, a nie w 2016. Kto wie, kto wtedy będzie u steru (czytaj: żłobu)? Jak nie zorganizujemy kasy dzisiaj, teraz, zaraz, to na nasze miejsca przyjdą jakieś cwaniaki i będzie pozamiatane. Więc niech będzie.

Działania Państwa Środka – jak już kiedyś ostrzegałem – nie ograniczają się do publicznego oferowania marchewki. Jak Chiny Chinami zawsze tam funkcjonowała marchewka niepubliczna, czyli taka, do której nic nikomu, oprócz wręczającego zdrowiutkie warzywko i jego (warzywka) konsumentowi. Okazało się właśnie, że marchew w postaci sprzętu elektronicznego trafiła wprost z Chin do naszego MSWiA. Nie gdzieś tam do recepcji, czy jakiegoś nieistotnego działu, ale wprost do departamentu odpowiedzialnego za przetargi.

Każdy średnio rozgarnięty knuj (czyli osobnik knujący) przystępując do rozmowy o charakterze niejawnym, na przykład dotyczącej wałka na VAT-cie, wie, że powodem kłopotów może być osobisty telefon komórkowy. Dlatego też knuj nie poprzestaje na wyłączeniu komórki. On z niej usuwa kartę SIM, a w sytuacjach ekstremalnych po prostu spożywa. Tymczasem szefostwo departamentu od przetargów przyjęło w formie giftu cały rozbudowany system urządzeń typu komputer. Trochę bardziej złożony, a zatem podatniejszy na rożnego rodzaju zabiegi "inplantacyjne", niż komórki. No gratuluję nam wszystkim doskonałych kadr z wyobraźnią.

Pomimo wielu sygnałów, które dla mnie mają charakter ostrzegawczy w głowach rodaków jakby nic się nie zmienia. Jak mantra powtarzane jest stwierdzenie, że jak jest kontrakt podpisany i to "u nasz w Polszcze", to nie ma siły, każdy się podporządkować  zapisom jego musi. I basta. Ostatnio widziałem gwiazdora stacji telewizyjnej, który marsowo marszczył brew na wizji i  mrucząc z dezaprobatą ogłaszał, że może się nie zna, ale wszędzie na świecie (delikatna sugestia, że był wszędzie i się zna, bogate doświadczenie ma) umowy mają taki sam wiążący strony charakter i nikt mu nie będzie sprzedawał takiego bałachu, że Chińczycy mogą kontrakty taktować inaczej.

A ja tak sobie patrzę, słucham i myślę, że rola wiejskiego głupka wdzięczną nie jest. Tęgie głowy, ministry, medialne gwiazdy fukają z wyższością, no bo cóż takie wioskowe gamonie mogą mieć ciekawego do powiedzenia? Przecież ględzą bezsensownie o sprawach,o których pojęcia mieć nie mogą…. Tymczasem bagatelizowany system zdobywa nowe, pozornie maleńkie przyczółki. Trochę jak ta pleśń z opowiadania Lema o planecie doskonałych maszyn ze stali. Stali rdzewnej, niestety….


Wpis, bez satysfakcji, dedykuję tym wszystkim komentatorom kilku moich poprzednich artykułów dotyczących współpracy z ChRL, którzy z dokładnością co do grosza wyliczyli ile COVEC nam zapłaci wszystkich odszkodowań i ile stracą Chiny odstępując od budowy autostrady A2. Pozdrawiam bezmyślnie szczerząc kły w niezbyt mądrym grymasie udającym uśmiech.

 

Leszek Ślazyk

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button