Godzilla kontra Hedora
Z nonszalancją, którą uwielbiam w nas, mieszkańcach kraju nad rzeką Wisłą, w Europie Wschodniej, którą usilnie nazywamy Środkową (bo Wschód pośmiarduje czymś nieświeżym, zalatuje czymś gorszym niż obszary opanowane przez Gotów, Franków, Sasów), traktujemy dzisiaj jako najważniejszą sprawę na świecie historię pewnego wypadku komunikacyjnego ignorując skutecznie faktycznie najważniejsze na świecie wydarzenie. W dniu kiedy nasze lokalne media zmuszają nas do oglądania sporu pomiędzy byłym premierem łagodnie ocierającym się o jednostki chorobowe opisywane barwnie przez profesora Antoniego Kępińskiego oraz obecnym premierem, którego największą wadą w sztuce budowania wizerunku jest wada wymowy, sporu na temat zużyty już do pełnego zobojętnienia doskonałej większości publiki, dla której wyprawia się to całe bezsensowne teatrum, w stolicy Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej ma miejsce państwowa wizyta prezydenta Chińskiej Republiki Ludowej Hu Jintao. Tutaj w Warszawie wybrani demokratycznie nasi (ponoć) przedstawiciele napierniczają sie werbalnie, żeby sobie udowodnić kto jest większym patriotą i kto wykazuje się większą troską o nas i naszą godność, tam w Waszyngtonie rozpoczyna się formalnie pierwszy akt zupełnie nowej epoki. Tutaj z wielkim zaangażowaniem ścierają się średniej wielkości krasnale ogrodowe, które co najwyżej mogą sobie poutrącać gipsowe nosy (aby potem o tych nosach ze 25 lat jęczeć publicznie), tam próbuje się poukładać Godzilla z Hedorą. I dla Godzilli i dla Hedory krasnale są mało istotne, nie większe od okruchów herbatników, które czasem się posypią z jednej lub drugiej gadziej mordy w przerwach w popijaniu herbatki z filiżaneczki wielkości basenu olimpijskiego trzymanej subtelnie pomiędzy pazurami palca wskazującego a kciuka.
Amerykańska Godzilla przyjęła chińską Hedorę z pompą i honorami. Strzelono z armaty, rozwinięto krasny dywan, przygotowano rauty, balety, spotkania z dziatwą i inne detale scenografii oraz scenariusza, które mają udowodnić przyjazne zamiary Godzilli, jej sympatie wobec Hedory i gotowość do rozmów.
Wynik tych rozmów – pomimo tego, że odbywają się tak daleko od nas – będzie miał o wiele większy wpływ na nasze przyszłe losy niż ustalenie czy winnym rozbicia Tupolewa jest ten, czy tamten.
Godzilla poniekąd stworzyła Hedorę. Hedora żyje mając w swym krwioobiegu ogromną ilość godzillowej krwi. Jeśli zdechnie Godzilla, to i chiński “monster” długo nie pociągnie. I odwrotnie. Gdyby z jakiegoś powodu młody chiński gad (choć niby taki stary), któremu wszyscy wróżą znakomitą przyszłość zakrztusił się jakimś złośliwym okruszkiem, zadławił na śmierć i strzelił ogromnymi kopytami, o przepraszam, łapami, to ten amerykański gigant uczyni to samo w kilka chwil później. Dlatego też żadna ze stron nie pręży muskułów, ani Godzilla, ani Hedora nie strzela promieniem laserowym z oka, nie razi impulsem elektrycznym olbrzymiego cielska konkurenta. Zdarzył się bowiem cud narodzin bliźniąt syjamskich, które nie zrosły się w prenatalności swej organami, a zrosły się kasą. Zrost ten powoduje, że nie można zastosować środków drastycznych takich jak rozrywanie, ani też bardziej wyrafinowanych jak interwencja zespołu najlepszych na świecie chirurgów. Potworne bliźniaki muszą się dogadać, chociaż nie jest im to na rękę. Godzilla przyzwyczaiła się do roli hegemona i super-mocarza. Hedora marzyła zawsze o zajęciu miejsca Godzilli. Ale odkąd oba monstra odkryły bliźniaczo-syjamską zależność wzajemną zrozumiały, że czas mono hegemonii minął bezpowrotnie. My tutaj nad Wisłą stajemy się specjalistami od awiacji, pilotażu samolotów oraz możliwości produkcji obłoków mgły sterowanych drogą radiową, tam w Waszyngtonie odbywa się prawdopodobnie pierwszy akt nowego podziału świata. Godzilla musi ustąpić na wielu polach. Hedora chce, w krótkiej jak na gada perspektywie, swojego własnego imperium, bez godzilowych enklaw, chce uznania swojej waluty za wymienialną, Godzilla chce w zamian pohandlować z Hedorą głównie swoimi produktami, chce też, żeby hedorowe pieniądze nabrały realnej wartości, odpowiedniej do hedorowej zamożności.
Cztery dni, które będzie trwać chińska wizyta w USA nie wystarczą z pewnością, aby obie strony uzgodniły wszystko w detalach. Ale jeśli nic się złego i nieoczekiwanego nie wydarzy w najbliższej przyszłości to będzie ona początkiem intensywnych podróży emisariuszy obu stron w obu kierunkach. Godzilla i Hedora dogadają się prędzej czy później, bo nie mają innego wyjścia i dobrze o tym wiedzą. My zaś będziemy się namiętnie emocjonowali sprawami, o których za kilka miesięcy nie będzie pamiętał nikt, oprócz tego jednego pana z Warszawy, który w dzieciństwie był podejrzewany o kradzież księżyca, a który wszystkim wszystko pamięta. Ciekaw jestem jakie emocje będą towarzyszyć naszemu wspólnemu odkryciu, że wbrew wcześniejszym obietnicom Godzilli i naszym własnym ugruntowanym przekonaniom znaleźliśmy się w granicach imperium Hedory. Bardzo ciekaw jestem jakie wtedy będą miały znaczenie dzisiejsze przedmioty sporów naszych ogrodowych krasnali z Wiejskiej. Ciekaw bardzo jestem.
Leszek Ślazyk
….