Komunizm kapitalistyczny czy kapitalizm komunistyczny? cz.5
Na początku roku 2010, w 20 lat od chwili zmiany kursu przez Komunistyczną Partię Chin mamy do czynienia z gospodarczym tworem hybrydowym. Hybrydą niespotykanych w dotychczasowej historii rozmiarów. Gospodarka chińska nie jest prawdziwie socjalistyczna, ale zdecydowanie nie jest kapitalistyczna. Nie ma bowiem w Chinach pełnej wolności gospodarczej, takiej z jaką mamy do czynienia na przykład w Hong Kongu. Chiny znane są na całym świecie z różnej jakości podróbek wszelkiego rodzaju produktów. Największą podróbką Chin jest jej własna gospodarka, będąca podróbką wolnego rynku. Podróbką wykreowaną przez technokratów będących uczniami Deng Xiaopinga, doskonale wiedzących czego pożądają wielkie korporacje zachodnie, podróbką tak dobrą, że nabrały się na nią wszystkie światowe rządy. Czy możemy bowiem mówić o wolnym rynku w przypadku państwa, które nie pozwala na swobodne działanie zagranicznych instytucji finansowych na swoim terytorium. Czy wolny rynek w Chinach ma może symbolizować giełda papierów wartościowych w Szanghaju lub Shenzhen? Obie te giełdy kontrolowane są przez rząd w Pekinie, a więc przez partię komunistyczną, bo jak w każdym kraju komunistycznym, rząd i partia to jedno. Jeśli na giełdzie w Szanghaju czy Shenzhen pojawiają się niepokojące turbulencje, gwałtowna bessa, Pekin nakazuje zamknięcie sesji. Jeśli rząd w Pekinie otrzyma informacje, że podczas następnej sesji może nastąpić gwałtowna wyprzedaż papierów, to giełdy nie zostaną otwarte tak długo jak będzie trzeba. Wartość akcji spółek notowanych na obu giełdach nie ma nic wspólnego z ich realną wartością. Wartość akcji wynika z pędu drobnych akcjonariuszy do pomnożenia swoich oszczędności i uzyskania zysków gwarantujących bezpieczną przyszłość. Do inwestowania w ten sposób nawołują obywateli Chin przywódcy Chińskiej Partii Komunistycznej podczas orędzi wygłaszanych z okazji rozlicznych świąt zarówno takich jak Święto Pracy (7 dni) lub Dzień Proklamowania Chińskiej Republiki Ludowej (7 dni), czy te o wielowiekowej tradycji adoptowane przez partię (Chiński Nowy Rok, Święto Księżyca, Święto Smoczej Łodzi i wiele innych). Liczba drobnych inwestorów w kraju, którego ludność przekroczyła w zeszłym roku 1 300 000 000 ludzi wystarcza, aby niemal nieustannie podkręcać hossę. Ten właśnie rynek konsumencki jest największym wabikiem dla międzynarodowych korporacji. Korporacji nie interesuje fakt, że ponad 80 milionów Chińczyków żyje za nie więcej niż 1,25 dolara dziennie
Najlepszym probierzem sytuacji w Chinach są bez wątpienia chińskie firmy. Te o prawdziwie konkurencyjnym charakterze starają się (skutecznie) o wejście na giełdy amerykańskie. Tylko taki zabieg pozwala im na rozpoczęcie funkcjonowania w rzeczywistości wolnorynkowej. Ta chińska bowiem jest tylko iluzją. Iluzją kupiona przez cały świat.
Jednym z narzędzi zreformowanej przez Deng Xiaopinga zagranicznej polityki ekonomicznej Chin było rozluźnienie przepisów dewizowych i wprowadzenie w 1994 r. jednolitego kursu walutowego, uznanie Chin za obszar jednowalutowy, podporządkowany jedynie wewnętrznej walucie chińskiej. Zwiększono ponadto możliwości transferu za granice zysków z przedsiębiorstw należących do kapitału obcego. W końcu doprowadziło to do systemu zwolnień podatkowych dla inwestorów zagranicznych, służący kierowaniu inwestycji kapitałowych w wybrane branże i obszary na terytorium Chin.
W roku 2006 zaczęto handlować na giełdach chińskich walutami. W odróżnieniu od rynkowych giełd tutaj o cenach walut w stosunku do chińskiego yuana decydowali funkcjonariusze partyjni zapowiadając konkretne ruchy kursów z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Na początku 2008 roku towarzysze z Pekinu postanowili wzmocnić yuana obniżając kurs dolara o około 12%. W tym samym czasie w świecie realnego wolnego rynku waluta amerykańska zaczęła gwałtowne tracić na wartości, między innymi w związku z końcem kadencji G.W.Busha i niepowodzeniami USA zarówno o charakterze politycznym, jak również militarnym i gospodarczym. W obliczu niespodziewanych zmian na giełdach walutowych na świecie rząd w Pekinie postanowił obniżyć wartość dolara do yuana o kolejne 12% i zrealizował to w ciągu 3 tygodni. Firmy chińskie, które podpisały kontrakty eksportowe parę miesięcy wcześniej znalazły się w pułapce. Wartość kontraktów spadła bowiem o prawie 25%. Dla firm o państwowych korzeniach, przyzwyczajonych do czerpania zysków ze zwrotów podatku VAT i operowania marżami w wysokości nie przewyższającymi 5% była to sytuacja niezwykła. W prowincji Zhejiang spowodowało to upadek ponad 2500 firm. Partia komunistyczna stanęła na wysokości zadania i osłabiła yuana, a od dwóch lat kurs walut w Chinach jest znów stabilny.
Leszek Ślazyk