Marsjanie atakują!
Czytając w Internecie, dziennikach, tygodnikach większe lub mniejsze notki, czy artykuły na temat Chin i ich aktualnej aktywności politycznej i gospodarczej nie mogę pozbyć się wrażenia, że tkwię głęboko w irracjonalnym śnie. To co czytam wyraźnie mówi, że w ostatnich 5 latach mamy do czynienia z coraz bardziej jawną ofensywą Chin mającą na celu zdominowanie dotychczasowych „partnerów” takich jak Unia Europejska. Autorzy notek i artykułów mówiących o coraz to nowych chińskich inwestycjach, pożyczkach, przejęciach, „inicjatywach gospodarczych” zazwyczaj w ostatnim akapicie konstatują, że nie mamy szans w konfrontacji z Azją, że nasze dzieci powinny zacząć uczyć się języka chińskiego, że powinniśmy skorzystać z okazji, skoro Chińczycy dają nam pieniądze, powinniśmy je brać. Mam wrażenie, że matki wszystkich tych autorów nie czytały im do snu żadnych bajek. Być może ten brak spowodował absolutny brak wyobraźni u osób dochodzących na forum publicznym do tak kuriozalnych wniosków.
Frustruje mnie łatwość z jaką przyjmowane są rozwiązania, które nawet przeciętny absolwent gimnazjum powinien uznać za błędne. A jak sądzę autorzy pisujący w magazynach, dziennikach i tygodnikach mieli okazję uzyskać dyplomy wyższe niż gimnazjalne. Być może jednak się mylę.
Tam do licha! Każdy kto czytał historię Fausta, czy widział „Igraszki z diabłem”, ten przecież wie, że naiwność, łatwowierność połączona z chciwością i zwykłą głupotą zazwyczaj kończy się marnie. Oczywistym jest, że łapczywe i bezrozumne „korzystanie z okazji” przyniesie Europie efekt w postaci gigantycznej zgagi. W najlepszym przypadku. W najgorszym spowoduje zejście głupiej biedaczki.
Wywołuje we mnie przeogromną konsternację absolutna ignorancja osób opisujących aktualną aktywność Chin na arenie międzynarodowej. Osoby te bowiem opisują sytuację szczegółowo, z detalami, ale zdają się absolutnie nie rozumieć tego co widzą, tego o czym piszą.
Czytając te fatalne wnioski i konstatacje mam przed oczami obrazki z filmu „Marsjanie atakują”.
To ten film, w którym występował Jerzy Skolimowski w roli naukowca, na którym spoczął obowiązek rozszyfrowania języka „obcych”. Obcy przybyli, ludzkość przywitała ich serdecznie zakładając, że wszyscy we wszechświecie są mili jak malutki kotek. I bardzo szybko się okazało, że ludzkość myli się zasadniczo. Obcy przybyli w celach, które nawet przy wielkiej swobodzie interpretacji zachowań trudno byłoby nazwać przyjaznymi.
Daleki jestem od twierdzenia, że Chińczycy planują urządzenie wielkiego polowania na nas, czyli na „Długie Nosy”.Ale zakładam się o dowolną kwotę, że ci sami Chińczycy w nosie mają przyszłość Twoją, moją, przyszłość Europy. Oni rozgrywają swoje własne szachy, w których jesteśmy tylko i wyłącznie pionkami. Możemy oczywiście biernie pogodzić się z tą rolą. Albo racjonalnie przeanalizować sytuację i zastanowić się, czy uzależnienie się od Chin jest jedynym wyjściem z naszej sytuacji. Śmiem twierdzić, że nie. Wystarczy, że zaczniemy korzystać z chińskich doświadczeń z lat 90-tych XX wieku. Wystarczy, że odejdziemy od patologicznego, socjalnego, „prospołecznego” modelu propagowanego w Europie od lat 50-tych. To wysiłek heroiczny. Ale wart rozpatrzenia jak sądzę. Chociażby po to, żeby nasze dzieci nie musiały uczyć się języka chińskiego dla uzyskania pracy lepszej niż kopacz rowów.
Leszek Ślazyk