Chiny subiektywnieSpołeczeństwo

Nowe Chiny Ludowe, albo targowisko próżności

Najpierw postrzegano Chiny jako jeden z największych na świecie obszarów głębokiej biedy. Dzisiaj coraz częściej widzi się je jako miejsce, gdzie ludzie śpią na pieniądzach. Oba obrazy są obarczone stereotypami, w obu brakuje szczegółów pozwalających je zrozumieć.

Przez dziesięciolecia Chiny Ludowe były synonimem biedy zmuszającej ludzi do pracy za „miskę ryżu”. Opinia taka miała uzasadnienie w faktach. Kiedy odwiedzałem po raz pierwszy chińskie fabryki w 1994 roku, ludzie pracowali tam za równowartość 30 dolarów miesięcznie po 12 godzin dziennie, przez 7 dni w tygodniu, przez 11 i pół miesiąca w roku. Fabryki zlokalizowane były dosłownie wszędzie. Bardzo często wizytowałem wówczas zakład leżący pomiędzy Bundem a Placem Ludowym. To była spółdzielnia pracy. Ani państwowa, ani prywatna, hybryda pozwalająca kilkuset mieszkańcom Szanghaju załapać się na nową rzeczywistość ekonomiczną Chin uruchomioną zaledwie 2 lata wcześniej przez Deng Xiao Pinga. W epicentrum Szanghaju ludzie ci pracując bez weekendów, urlopów, wakacji, świąt innych niż Chiński Nowy Rok, przez cały rok walczyli o te swoje 30, 40, 50 dolarów miesięcznie, żeby wybić się z nędzy będącej spadkiem po czasach rządów Przewodniczącego Mao.

Dzisiaj liczba mieszkańców Chin Ludowych żyjących poniżej minimum określonego przez ONZ jako granica ubóstwa absolutnego (czyli posiadających dochody równe lub mniejsze od 1 dolara amerykańskiego dziennie na osobę) waha się na poziomie 150 milionów osób. Z polskiego punktu widzenia to liczba wielka, gigantyczna. Jeśli jednak porówna się ją ze stanem z roku 1994, to już zaledwie ułamek dziesiętny. Wtedy przedsiębiorczy Chińczycy starali się wydźwignąć ponad tą dramatyczną granicę.

I wielu udało się.

Próżno obecnie szukać w Szanghaju chętnych do pracy za 30 dolarów miesięcznie. Dziś za 30 dolarów dziennie chętnych wielu nie znajdziemy. Stereotyp Chińczyka pracującego za miskę ryżu ma się nijak do rzeczywistości wielkich chińskich miast: Pekinu, Szanghaju, Shenzhen, Kantonu, Xiamenu, Hangzhou i setek innych. No ale przecież ci najbiedniejsi powinni chcieć zarabiać takie pieniądze! Pewnie chcą, ale mieszkają w tak odległych zakątkach Chin, skąd nie da się ot tak przyjechać do wielkich miast. Bilety kosztują majątek, a efekt podróży niepewny. Z roku na rok zatem biedni stają się jeszcze biedniejsi, a zamożni  zamożniejsi.

Dzisiaj Chiny kojarzone są z wielkimi fortunami. Media chętnie karmią nas sensacyjnymi doniesieniami, jak choćby informacja o nabyciu przez jakiegoś Chińczyka Ludowego szczenięcia owczarka tybetańskiego za skromne 2 miliony dolarów. Albo ta o aresztowaniu chińskiego urzędnika, w którego mieszkaniu znaleziono 6 metrów sześciennych 100 yuanowych banknotów. Czy ta opisująca awanturę pomiędzy pewnym żonatym panem, a jego byłą kochanką, która zakończyła się rzuceniem w kobietę sumą 1 miliona yuanów (500 tysięcy złotych).

Wielkie pieniądze w Polsce kojarzone są z jednej strony z ciężką i konsekwentną pracą, z drugiej – dzięki usilnym wysiłkom tabloidów i wiodącej partii zawsze opozycyjnej – z podejrzanymi, nie do końca legalnymi, a z pewnością zupełnie nieetycznymi działaniami cwaniaków. Bez względu jednak na to jak postrzega się w Polsce ludzi zamożnych, bogatych (ci pierwsi to ludzie niezależni finansowo, mogący dokonywać swobodnych wyborów wedle własnej woli, ci drudzy dzięki posiadanym zasobom mają możliwość wpływania na otaczającą rzeczywistość), posiadają oni dużo cech wspólnych ze swoimi odpowiednikami z Zachodu. Najważniejszą z nich jest umiarkowanie. Mają imponujące domy, auta, które wywołują emocje, ale na co dzień starają się nie rzucać w oczy. Bo nie o to chodzi, aby kłuć w oczy tym co się ma. Nikt się nie pcha ze stanem posiadania na pierwsze strony brukowców.

W Chinach Ludowych sprawy mają się zupełnie inaczej. Pieniądze tamtejsze nie są wynikiem wielopokoleniowych działań, wysiłków generacji. Nie są efektem mozolnego, konsekwentnego realizowania planów prowadzących do określonego celu. Fortuny chińskie w ogromnej większości są dziełem korzystnego połączenia czasu, miejsca i akcji. Ktoś w odpowiednim czasie zajmował odpowiednie stanowisko, poznał odpowiednie osoby, uruchomił odpowiednie, a proste mechanizmy i z sekretarza partii zakładów produkujących zydle, stawał się szefem oraz właścicielem fabryki mebli. Potem właścicielem innych fabryk, wreszcie deweloperem. Kto lepiej rozumiał zasady funkcjonowania w sieci guanxi, kto szczodrzej dzielił się swoimi zyskami z innymi, ten wzlatywał wyżej. I dzisiaj szybuje w stratosferze chińskiej struktury społecznej.

Szybkość awansu, niewyobrażalna szybkość mnożenia posiadanego majątku siłą rzeczy musiała zaburzyć stosunek posiadających do własnych zasobów. „Łato przyszło, łatwo poszło” – tak mawia się w Polsce. W Chinach Ludowych można odnieść silne wrażenie, że jest to motto wielu tamtejszych nowobogackich. Dzisiaj warunki prowadzenia działalności gospodarczej są takie jakie są, ale jakie będą za rok, za pięć lat, za dziesięć? Tego nie wie nikt. Liczy się tu i teraz. Z kolei dla pokolenia dzieci nowobogackich, którzy wybijali się pod koniec minionego stulecia i na początku bieżącego życie codzienne kojarzy się z posiadaniem wszystkiego. Przez nie same, jak również przez koleżanki i kolegów, z którymi spotykają się od lat najmłodszych. Dobre szkoły, zagraniczne studia, jedne, drugie, trzecie, praca w rodzinnej firmie, lub firmie, której właścicielom zależy na najlepszych relacjach z ich rodzicami. Zero kontaktu z rzeczywistością znaną średniakom i społecznym dołom. Zero stresu. Zero umiejętności życia prawdziwym życiem. Mówi się w kółko o pieniądzach i wciąż pokazuje się innym jakimi pieniędzmi się dysponuje. Bo tu pieniądze są jedynym obiektywnym miernikiem wartości człowieka. Zatem trzeba się ubierać i nosić drogo. Trzeba drażnić innych lekceważącym stosunkiem do bajecznie drogiego auta. Trzeba rzucić plikiem czerwonych setek, bo lekceważący stosunek do posiadanych pieniędzy świetnie wspiera wizerunek. Trzeba korzystać z rozrywek dostępnych wyłącznie dla tych, którzy mają.

Jedną z popularnych ostatnio form spędzania wolnego czasu przez chińskich nuworyszy są kluby takie jak szanghajskie Linx, M1NT, czy Cirque de Soir. Tu się przychodzi, żeby się pokazać. Tańczą wyłącznie tancerze zatrudniani przez klub. Pije się najczęściej szampana. Bo jest najdroższy. Ale nie koniec na tym. Żeby dać się zauważyć w tłumie można skorzystać z kilku usług. Jedną z nich jest miejsce na ukrytą w podłodze hydrauliczną platformą. Pozwala ona unieść się ponad innych klubowiczów i w świetle punktowców wychylić bąbelki wprost z butelki. Dla tych, którzy dysponują większym budżetem, czyli co najmniej 20 tysiącami juanów (10 tysięcy złotych) otwiera się możliwość zamawiania „pociągu barmanów”. Barmani w rękawiczkach obszytych jaskrawo świecącymi ledami niosą butelki szampana wysoko nad głowami do stolika zamawiającego. Ląduje na nim również przezroczysta lodówka, która pozwala każdemu w klubie zobaczyć ile dokładnie butelek zamówiono. To stanowi przyczynek do „szampańskich pojedynków”. Klienci starają się przebić w ilości butelek przynoszonych przez obsługę. Bywa, że na pojedynczym stoliku ląduje nawet 100 butelek Dom Perignon, Moet’a, Krug’a, z których większość nie zostaje otwarta. Trudno uporać się z taka ilością alkoholu kilku osobom siedzącym przy stoliku. Wyrozumiali menedżerowie lokali skłonni są przechować nietknięte butelki na później. Zwrotów nie przewiduje się. I się ich nie zakłada.

Dekadencja zazwyczaj znamionowała zbliżający się zmierzch, koniec pewnej epoki. Mówią nam o tym dzieje Imperium Rzymskiego, Królestwa Francji, czy Austro-Węgier. Czy Nowe Chiny Ludowe podzielą ich los? Partyjni purytanie robią co w ich mocy, aby łeb obciąć hydrze. Uwadze ich umknął jednak drobiazg pewien. Hydry już tak mają, że w miejsce jednego obciętego łba pojawiają się dwa zupełnie nowe. 

Leszek Ślazyk

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button