Chiny subiektywnieTechnologie

Czemu nie rozumiemy Chin?

 

 

Od paru sezonów obiecuję sobie napisać książeczkę/broszurkę p.t.: „Czemu nie rozumiemy Chin?”. Bo strasznie mnie to drażni, że jeśli już cokolwiek o Chinach się pisze i mówi w tak zwanym mainstreamie, to są to informacje, opinie, komentarze co najmniej delikatnie mijające się z prawdą. Czemu nie rozumiemy Chin? Głównie dlatego, że zawsze i wszędzie nakładamy na nie szablony i miary znane z własnego podwórka. Ostatni przykład: chińska premiera iPhone 8 oraz iPhone X. Zachód zaskoczony brakiem histerycznego entuzjazmu Chińczyków w pierwszym dniu sprzedaży nowych telefonów Apple. Czemu Chińczycy nie rzucili się na iSpoty jak miało to jeszcze miejsce rok, czy dwa lata temu?

Jedna z nieustannie powtarzanych półprawd na temat Chin jest ich funkcjonowanie jako echo wobec rozwoju technologicznego w krajach najwyżej rozwiniętych, czyli USA, Japonii, Korei i Niemiec. Mówi się, że Chiny niczego w zasadzie nie tworzą, a wyłącznie kopiują. Tymczasem od paru lat mamy w Chinach do czynienia z kopiowaniem kreatywnym. Coś co występowało w Japonii w latach 70. XX wieku. Niewiele osób dziś to pamięta, ale Japonia lat 50. i 60. XX wieku była synonimem taniochy i podróbki. W latach 70. nastąpił już jednak progres. To co wcześniej było po prostu kopiowane zaczęto wzbogacać o ulepszenia i innowacje, własne pomysły na rzeczywiste ulepszenie kopiowanego produktu. Dostrzeżemy te zmiany zarówno w przypadku aut produkowanych przez firmę Toyota, jak odbiorników tranzystorowych firmy Sony, czy gitar elektrycznych firmy Ibanez. W końcówce lat 70. produkty tych firm zaczynały zyskiwać przychylność klientów nie tylko zainteresowanych najniższymi cenami, ale również szukającymi lepszej jakości, bądź prawdziwej nowości.

Chiny – w niektórych obszarach – znajdują się właśnie na tym etapie. Czemu nie rozumiemy Chin?

I teraz dygresja:

Kolejnym tępo powtarzanym przez media twierdzeniem jest historia o tym, że Chiny to taki kapitalizm w swojej najbardziej wolnej od ograniczeń i regulacji wersji. Są nawet wśród Polaków przebywających w Chinach głosiciele teorii, że Chiny to raj skrojony wedle ultra liberalnych wizji Kowina-Mikke… Polacy owi zresztą zapraszali swojego guru do Chin i tam go podejmowali. Zakładam, że nie prowadzili i nie prowadzą legalnej działalności w ChRL, bo gdyby tak było, wiedzieliby, że samych podatków mamy w tym raju około 28, a ograniczeń i regulacji mamy całe Czomolungmy. Chiny to państwo-korporacja z rządem, który jest równocześnie zarządem. Nie ma tu miejsca na hulanki samoregulujących się procesów. Nie. A pomimo tego, paradoksalnie, Chiny Ludowe dzisiejsze są bardziej konkurencyjnym środowiskiem biznesowym niż Europa, czy USA. Dlaczego? A ponieważ dlatego, że to władza decyduje kto i jaki robi biznes (oczywiście mam tu na myśli interesy w większej skali, chociaż wszelaka kontrola bieżącej działalności gospodarczej wchodzi regularnie do coraz mniejszych podmiotów), władza też doskonale wie, że monopole są śmiertelnym wrogiem rozwoju. Dlatego też w Chinach nie rodzą się takie sytuacje, w sumie silnie patologiczne, w których jedna firma opanowuje daną przestrzeń biznesową. Żadna z wielkich firm nie może spać spokojnie, bo centrala w Pekinie nieustannie stymuluje konkurencję, aby ta ścigała aktualnego lidera i nieustannie dyszała mu z bliska w szyję. Nie ma takiej możliwości w ChRL, aby powstały tu takie imperia jak Google, Facebook, czy YouTube dominujące, a w zasadzie monopolizujące jakąś przestrzeń usług, czy serwisów. Ktoś powie: no a taki WeChat, czy Baidu, czy Alibaba? To przecież chińskie hegemony są. Dziś nimi są. Fakt. Ale ich pozycja wynika z nieustannej walki (skutecznej) z konkurencją. WeChat zawarł w sobie funkcje znane nam z Facebooka, Twittera, ale też wielu innych aplikacji. Przed wszystkim jednak jest środkiem zastępującym płatności gotówkowe. WeChat nie może jednak spocząć na laurach ponieważ podgryza go Weibo i Renren. Nie zasypiają gruszek w popiele również lokalne start-upy, które w każdej chwili mogą objawić chińskim internautom nieznaną dzisiaj funkcjonalność, którą Chińczycy pokochają. Baidu, czyli najpopularniejsza przeglądarka internetowa w Chinach przeżywa właśnie poważne tarapaty, ponieważ jeden z konkurentów opracował szybszą i bardziej atrakcyjną przeglądarkę dla urządzeń mobilnych. Po latach prymatu nagle zajmuje poniżej 50% rynku dla wyszukiwań internetowych w urządzeniach mobilnych. A tam przenosi się zdecydowanie cały chiński internet. Nawet Alibaba pomimo aktualnej pozycji nie może sobie odpuścić. Nienznany u nas JD.com gniecie Alibabę na lokalnym rynku e-commerce solidnie i nieustannie.

Koniec dygresji.Czemu nie rozumiemy Chin?

Ale co to ma wspólnego z telefonami, smartfonami. Cóż, jeszcze 10 lat temu Chiny były tylko wytwórcą telefonów komórkowych. Dzisiaj w ChRL rynek pozyskują chińskie firmy i chińskie marki. My znamy te, które w Chinach okupują low-price market, czyli Huawei i Xiaomi. A na chińskim rynku najwyższe pozycje zajmują nie ci, którzy sprzedają po taniości, ale ci, którzy się cenią, i w ramach ceny proponują rozwiązania innowacyjne i miłe chińskiemu użytkownikowi. Bo chiński użytkownik smartfonów ma proszę Państwa inne potrzeby, niż użytkownik europejski, czy amerykański. Tego zaś nie zauważają nie-chińscy producenci, włączając Apple. Chiński użytkownik korzysta z chińskich aplikacji, chińskich znaków (pisanych palcem, nie z klawiatury), chińskich systemów płatności, chińskich social-media, potrzebuje telefonu z ogromną mocą obliczeniową, a do tego z baterią, która się ładuje szybko, bo te wszystkie funkcjonalności żrą ogromne ilości prądu. Chiński telefon nigdy nie zasypia. Chiński telefon pracuje non-stop: bawi, uczy, płaci, zamawia jedzenie, samochód, kupuje bilety, potwierdza tożsamość. Sam tego doświadczam – nawet dobry aparat, ale liczący sobie kilka lat, bez problemu działający w Europie, w Chinach zamienia się w podgrzewacz do herbaty. Wystarczy zainstalować WeChat, DiDi, geolokalizację i Samsung pada na ryj. Chińskie marki będące bliżej chińskiego konsumenta, a przede wszystkim funkcjonujące w chińskiej przestrzeni komórkowo-internetowej, walcząc ze sobą o prymat znacznie częściej niż Apple czy Samsung wprowadzają na rynek nowe modele. I już nie jest tak, że chińskie telefony konkurują z Apple, czy Samsungiem wyłącznie na ceny. Nie. Ceny są jednym z elementów konkurowania. Przeciętny, dobry telefon (w Polsce BARDZO dobry) kosztuje w chińskim detalu 1200 – 2500 RMB (700-1450PLN), ale zazwyczaj jest większy (ekran na tyle duży, żeby można było oglądać filmy, grać, etc.), szybszy, ma lepszą baterię. Aplikacje nas nie zakręcą, poza WeChatem nie mają w Polsce zastosowania. Ale są integralna częścią codzienności przeciętnego Chińczyka. I do tego Chińczyka, biednego, czy bogatego, każdego Chińczyka, kierują swoje oferty Huawei, Xiaomi, ZTE, Vivo, Oppo, Alcatel One Touch, LeEco, a nadciągają nieustannie nowi. Dlaczego? Dlatego, żeby obecni liderzy doświadczali konkurencji codziennie. Żeby nie popadli w samouwielbienie jak niegdysiejsza Motorola, Ericsson, czy Nokia. Pamiętacie Państwo rzecz jasna, że ledwie 10 lat temu to te firmy rozdawały karty na światowym rynku telefonów komórkowych? „Ale to już było i nie wróci więcej” jak śpiewała Maryla Ja Wam Wszystko Wyśpiewam Rodowicz. Takie rynki jak polski bronione są wciąż przez wpływowe układy lobbystyczne. Dlatego – jeśli Google mnie nie okłamuje – ani Vivo, ani Oppo nie mają w Polsce swoich oficjalnych dystrybutorów. Telefony tych producentów, ze swoimi parametrami i funkcjami, a także cenami typu 850 złotych bez żadnych upustów, mega promocji, tylko tak po prostu rozbiłyby obecnie w Polsce panujących liderów sprzedaży smartfonów w pył. Świadomość takiego zagrożenia zmuszałaby całą branżę do intensywnej pracy. A tak zawsze można liczyć, że może jeszcze rok, może jeszcze dwa, może jakoś to będzie.Czemu nie rozumiemy Chin?

Trwanie przy tego rodzaju filozofii działania spowoduje, że będziemy przegrywać z Chinami na kolejnych polach. Dzisiaj to smartfony, jutro samochody elektryczne, a potem kto tam wie. Ja nie.Czemu nie rozumiemy Chin?

Tymczasem Chińczykom iPhony przestały już tak imponować jak całkiem jeszcze niedawno. W końcu one też są Made in China. Czyli zupełnie jak rodzime chińskie konstrukcje, produkowane przez chińskie firmy, a reklamowane przez całą plejadę światowych gwiazd. Dla wielu Chińczyków posiadanie iPhona nie jest już takie sexy, jak posiadanie najnowszego modelu Oppo, czy Vivo z najwyższej półki. Apple nie rozumie Chińczyków, nie rozumie przede wszystkim Chin. Osiągnąwszy pozycję hegemona w zakresie gadżetów nowotechnologicznych założył, że ma tą pozycję tak w Stanach, jak i w Chinach na wieki wieków. A właśnie, że nie. Już w 2016 roku Apple przestał sprzedawać się w ChRL tak dobrze jak rok wcześniej i rok wcześniej. I pomimo to zakładano powszechnie, że pojawienie się nowego modelu iPhona wywoła w Chinach takie emocje jak na Zachodzie. W tym konkretnym przypadku na pytanie czemu nie rozumiemy Chin?, można dać w zasadzie jedyną słuszną odpowiedź: bo nie chcemy. Bo nie uznajemy, że nie dość, że zawsze były osobne, to jeszcze do tego przemiany w nich zachodzące mają chcarakter niezwykle dynamiczny, a także różny od tego co znamy z własnego doświadczenia. W porównaniu z przemianami na Zachodzie w Chinach mamy do czynienia z permanentną rewolucją.

Czemu nie rozumiemy Chin? Z wielu powodów. Wymienianie ich pewnie zajmie mi trochę czasu. Może wreszcie pokonam wrodzone lenistwo i napiszę wspomnianą na wstępie broszurkę. Brak zrozumienia Chin powoduje, że dzisiaj nam trudno z Chinami konkurować. Za chwilę zaś może się okazać, że to właściwie niemożliwe.

Leszek Ślazyk

Czemu nie rozumiemy Chin?

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button