Chiny subiektywnie

Stosunki Polska – Chiny, czyli lekcje nieodrobione

Czytając z wypiekami na twarzy książkę zmarłego przedwcześnie profesora Pawła Wieczorkiewicza "Historia polityczna Polski 1935 – 1945" dochodzę do wniosku, że nie przez przypadek dotykają nas Polaków tak bolesne doświadczenia na przestrzeni dziejów.

Mamy jako naród, społeczność, pewną niebezpieczną cechę. Tą cechą jest absolutna nieumiejętność wyciągania wniosków z błędów naszych poprzedników: starszych braci, ojców, wujów, dziadów, pradziadów….

Żeby przejść do meritum pominę bezsporny fakt, że prof. Wieczorkiewicz napisał książkę, która będąc bez wątpienia opracowaniem naukowym wciąga jak najlepszy skandynawski kryminał.

Pominę, bo nie można ze ślepym rozmawiać o kolorach. Książkę po prostu należy przeczytać.

Wprowadzany przez nieodżałowanego profesora w szczegóły wydarzeń końca września 1939 roku zostałem bez ostrzeżenia porażony jednym z przytoczonych przezeń zdań Wodza Naczelnego Rydza-Śmigłego. Marszałek przyjmując do wiadomości błędność własnych założeń wojny obronnej stwierdził: "powinniśmy liczyć wyłącznie na siebie i na swoje siły". Natychmiast skojarzyło mi się to z obecną sytuacją naszego kraju.

Nie stoimy oczywiście w obliczu bezpośredniego zagrożenia suwerenności Polski, funkcjonującej w granicach narzuconych nam przez Stalina i naszych nierzetelnych sojuszników. Nie jesteśmy też – bez względu na chciejstwo byłego premiera Jarosława – krajem znaczącym. Jesteśmy państwem peryferyjnym i powinniśmy się z tym pogodzić, stan taki zaakceptować, zrozumieć. Krajami peryferyjnymi są dzisiaj Szwecja i Hiszpania, Kanada i Australia, nie jest nam zatem dane przebywać w jakimś bardzo podłym towarzystwie, prawda? Uzmysłowienie sobie własnej pozycji na mapie świata jest niezwykle zdrowe dla zdrowia. Tego psychicznego i tego fizycznego. Będąc prowincjonalnym średniakiem nie możemy prężyć bezsensownie muskułów i pchać się na chama do uczestnictwa w politycznych mistrzostwach świata mocarstwowych strongmanów. Średniakom takim jak my sami wydamy się bowiem nadętymi bufonami, a prawdziwym mocarzom śmiesznymi kurduplami z przerośniętym ego. W efekcie przypadnie nam rola klasowego głupka, fajtłapy, z którego wszyscy sobie robią jaja, ale nad którym nikt normalny nie pochyli się z troską, nawet wtedy, gdy się przewróci i niebezpiecznie potłucze.

WTF?! O czym ty gościu ten tego? Jaki to ma związek z Chinami? Oj ma, ma!

Najświeższy przykład to inicjatywa będąca efektem niedawnej wizyty Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego w Chinach. Inicjatywa zwie się ponoć "Go China" i ma na celu wspieranie polskich firm chcących inwestować w Chinach. Że co? – ja się grzecznie pytam. Polacy mają inwestować w Chinach, a wspierać taki plan ma państwo polskie? Mamy wozić drzewo do lasu? Mamy ścigać się na inwestycje z Niemcami, Amerykanami, Anglikami w Chinach? W jaki sposób? I po co? Przecież pieniądze i nowe moce potrzebne są nam tu w Polsce, a nie w Chinach. Za chwilę wyschną rzeki pieniędzy z Brukseli tak chętnie wydawane na pierdoły zatwierdzane przez urzędników europejskich. Posucha finansowa może się okazać śmiertelna jeśli nie zabezpieczymy sobie alternatywnych źródeł pieniędzy, jeśli nie stworzymy planu B. Takim planem byłyby działania mające na celu ściągnięcie do Polski inwestycji z Chin. Zabiegi o takim charakterze winny być wspierane przez nasze władze, a opierać się o trzeźwość ocen. Trzeba pamiętać, że Chińczycy niekoniecznie inwestują poza granicami, żeby zarobić. Często wykładają kasę po to, aby pozyskać technologie, know-how, wartości niekoniecznie przekładalne na konkretne kwoty. Przykładem jest i będzie nagłośniony medialnie "dil" dotyczący Huty Stalowa Wola. Kontrakt ten ma otworzyć HSW rynek chiński. A ja mam pewność, że Chińczycy będą cierpliwie czekać, aż wygasną terminy ustalone z ograniczonymi intelektualnie przedstawicielami związków zawodowych po czym spokojnie i bez nerwów zamkną kupiony przez siebie wydział przedsiębiorstwa, a jego najważniejszym pracownikom, mózgom firmy, zaproponują bajeczne warunki pracy. W Chinach. To takie oczywiste….

Mamy wiele obszarów, które wręcz powinniśmy "wpychać" Chińczykom. Autostrady budowane według standardów i PO KOSZTACH tych budowanych w Chinach. Życzyłbym nam wszystkim dróg o jakości odpowiadającej łączącym Szanghaj z miastami w prowincjach Jiangsu i Zhejiang łącznie z kilkudziesięciokilometrowym mostem spinającym Szanghaj z Cixi ponad ogromną Zatoką Hangzhou.

hangzhou bay bridge, chiny, leszek slazyk

Most ponad Zatoką Hangzhou. Ponad 35 kilometrowy odcinek autostrady rozciągnięty nad lagunowymi wodami o niezwykle niestabilnym i grząskim dnie.

Czy na przykład koleje. Nie te super szybkie, broń Panie Boże, ale takie najzwyklejsze, jadące co najwyżej 160 kilometrów na godzinę. Za normalne pieniądze, bez ścigania się kto taniej. Powinniśmy zachęcać Chińczyków do inwestowania w projekty, które zostaną u nas w kraju (no przeca torów i dróg nie będą zwijać jak w Wąchocku), a które nasz kraj zdecydowanie wzmocnią i uatrakcyjnią w Europie. Będąc wzmocnionymi przez inwestycje chińskie mamy większą pewność skuszenia sobą inwestorów z NIemiec, Anglii, USA….

Jak to poukładać? A właśnie od tego są władze, które winny skupić się na budowaniu sensownych relacji zarówno dyplomatycznych jak i gospodarczych z Chinami. Sensownych, a przede wszystkim mających wartość dla nas. Z dbałością o całość naszego wspólnego tyłka narodowego. Żeby nie okazało się za kilka lat, że tyłek nasz wspólny nie dość, że poważnie został spenetrowany, to jeszcze musimy za to zapłacić. Wszyscy.

Wracając do myśli Rydza-Śmigłego. Historia uczy nas jednego: w biedzie nie możemy liczyć na nikogo. Wyłącznie na siebie. Relacje z Chinami musimy budować wyłącznie w oparciu o dobro własne. Egocentrycznie i egoistycznie. Zarówno zachowując odpowiedni dystans względem naszych sojuszników, a także krajów, które nam nie sprzyjają, jak i wobec Chin samych w sobie. Zdaję sobie doskonale sprawę, że to dość skomplikowana łamigłówka. Mamy wszakże w kraju sporo tęgich głów, które takie roszady rozkminić potrafią.

Jakoś tak jest, że panny, które się szanują być może nie są wszędzie lubiane i zapraszane, za to zazwyczaj traktowane z respektem. Dlatego też zamiast wyskakiwać z ideą "Go China", należałoby sprawić, aby to Chiny się nami poważnie zainteresowały, żeby to im bardziej zależało niż nam.

Niemożliwe? Ha! Każda kobieta staje przed ołtarzem z facetem, który myśli, że ją zdobył. A przecież to ona i tylko ona dokonała wyboru i łaskawie przed ołtarz zaciągnąć się dała. Truizm.

Jak to się cholera dzieje, że do rządzenia wybieramy sobie zawsze gości, którzy nie odrobili tych podstawowych lekcji? Pewnie dlatego, że nie potrafimy wyciągać wniosków z błędów naszych poprzedników: starszych braci, ojców, wujów, dziadów, pradziadów….

misie dwa, chiny, leszek slazyk

Ilustracja pani Martyny Wójcik. Niby bez związku. Ale mnie się podoba i już!

Leszek Ślazyk

Ilustarcja: Martyna Wójcik

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button