Wiadomości

ChRL: niespodzianki kulinarne, czyli Achtung Baby

Podczas mojej niedawnej wizyty w Chinach żartowano sobie ze mnie, że pierożki smażone, sprzedawane przez nocnych kuchcików (night vendors) nadziewane są mięsem szczurzym. Mrużyłem oczy i uśmiechałem się wyrozumiale, jak to bywa w sytuacji kiedy nie chcemy komuś zepsuć radości z dowcipu. Dzisiejszy Shanghaiist spowodował, że chyba zostanę wegetarianinem.

W krótkiej notce – norma dla Shanghaiista, który jest lakoniczny do bólu i się nie p…li snuciem opowieści, tylko przechodzi natychmiast do rzeczy – opisano dzisiaj przygodę młodego chińskiego turysty, który w Pekinie skorzystał był z usług ulicznego kuchcika. Kuchcik ten serwował, skubany, jagnięce kebaby, co w wersji chińskiej oznacza odrobinę mięska pieczonego na niewielkim patyczku. Donner kebap przy tym to jak Mount Everest przy Szrenicy. Obie góry, ino nieco inaczej wypukłe. W Chinach sprzedażą grilowanej jagnięciny zajmują się zazwyczaj obywatele sugerujący fizjonomią i strojem, iż pochodzą z dumnej i niepokornej prowincji ChRL – Xinjiang (Szndżjang). Prowincja ta słynie zresztą z tradycji hodowli owiec. Tak, czy inaczej młody chiński turysta z narzeczoną i rodzicami swemi udali się na spacerek, młodzieniec spożył jagnięcinę i już po chwili wylądował w Pekińskim Szpitalu nr 307, podlegającym chińskiemu odpowiednikowi Wojskowej Akademii Medycznej. Lekarze zajmujący się młodym człowiekiem stwierdzili, że we krwi pacjenta znajdują się duże ilości związków chemcznych używanych do walki ze szczurami. Wniosek? Młody pan zamiast jagnięciny skonsumował większą ilość szczurzego mięsa.

Biorąc pod uwagę dość liberalny stosunek Chińczyków do źródeł pochodzenia protein i ta niespodzianka nie powinna budzić poważniejszego zdziwienia. Shanghaiist nie zdziwił się w ogóle. Pisał już niejednokrotnie o akcjach typu grillowane mięso szczurów, "hot pot" z lisa, czy pierożki z norką w nadzieniu. W tym konkretnym przypadku problemem jest to, że szczur pochodził prawdopodobnie z firmy zajmującej się profesjonalnie tępieniem gryzoni.

Shanghaiist sprawił, że natychmiast uwierzyłem w powtarzaną namiętnie chińską "urban legend" mówiącą o tym, iż późną nocą do studzienek kanalizacyjnych w pobliżu restauracji podjeżdżają trójkołowe rowery ze stalowymi beczkami. Rowerzyści zdejmują wieka studzienek i na długich bambusowych kijach spuszczają wczeluście metalowe wiaderka, które napełniają pływającym po powierzchni ścieków tłuszczem, głównie zużytym restauracyjnym olejem. Olej z wiaderek trafia do beczek. Beczki wiezione na trójkołowych rowerkach trafiają do rafinerii oleju. Tam ścieki ulegają ponownej rafinacji i już po dwóch dniach sprzedawane są jako olej spożywczy do restauracji, po cenie nieco niższej niż ta dotycząca oleju "z pierwszego tłoczenia". Restauratorzy doskonale wiedzą co kupują. Sami u siebie nie jadają. Byle gówna przecież do ust nie biorą.

I tak oto możemy obserwować nowy wkład kuchni chińskiej w światowe osiągnięcia sztuki żywienia zbiorowego.

Osobiście jakoś wolę własne gotowanie, albo koreańskie, czy tajskie. Nie wiem dlaczego…..

Redaktor

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button