Dylan plays in China
PEKIN – Wczoraj wieczorem w Pekinie odbył się pierwszy z dwóch planowanych w Chinach koncertów Boba Dylana. Po parudziesięciu latach starań muzyk, który w przyszłym miesiącu skończy 70 lat, otrzymał zezwolenie na sceniczne występy w Państwie Środka. Wczorajszy koncert jest częścią azjatyckiej trasy artysty.
Dylan zagrał 3 kwietnia w Tajpej na Tajwanie, 8 kwietnia zagra w Szanghaju, 12 i 13 w Hong Kongu.
W przypadku Dylana, tak jak i innych wielkich światowych gwiazd chińskie występy poprzedziły długie przygotowania. Nie obyło się bez charakterystycznych dla Chin ingerencji cenzorskich. Urząd cenzury w swej łaskawości wyselekcjonował takie utwory artysty, które nie dotykają zbyt delikatnych spraw, które nie kojarzą się urzędowi z nieprzyjemnymi dla władz ChRL problemami o charakterze społecznym.
Bob Dylan zgodził się na taka ingerencję w zamian za możliwość kontaktu z chińską publicznością. Wielu chińskich fanów było zapewne rozczarowanych postawą Dylana podczas wczorajszego koncertu.
Jak komentuje to chińska prasa oficjalna artysta nie nawiązał kontaktu z publicznością pekińską koncentrując się na jak najlepszym wykonaniu swoich utworów. Byłoby to niezwykłe w przypadku człowieka o folkowych korzeniach, twórcy utworów zaangażowanych, w których słowo gra rolę równą, a nieraz ważniejszą niż muzyka.
Skąd zatem ta oziębłość u kogoś kto od lat chciał wystąpić przed chińską publicznością?
Dylan podczas występu w Pekinie – jak twierdzą osoby z otoczenia artysty – zastosował się literalnie do sugestii chińskiego cenzora, który od czasu zeszłorocznego występu Bjork mówiącej ze sceny w Szanghaju o Tybecie, wykazuje dużą nadwrażliwość na słowo mówione przez zamorskie gwiazdy. "Nie gadać tylko grać, panie Dylan" – brzmiała zapewne subtelna sugestia chińskiego cenzora.
Źródło: China Daily