Kroplówka jest dobra na wszystko…
Shi Zijun choruje na zapalenie płuc średnio dwa razy w roku odkąd skończył 6 lat. Jego organizm uodpornił się na leki, które początkowo pomagały polepszyć jego stan zdrowia. Kiedy zrozpaczeni babcia i ojciec chłopca dowiedzieli się o terapii IV (dożylnym podawaniu leków), które podobno jest o wiele skuteczniejsze niż łykanie pigułek czy picie syropów, niezwłocznie zgłosili się do szpitala. Podjęli decyzję identyczną z milionami Chińczyków nakłanianych do stosowania kroplówek przez tamtejszych lekarzy.
Statystyki wykazują, że od 2004 roku wykonuje się w Chinach najwięcej terapii kroplówkowych na świecie. W zeszłym roku wykonano ich około 5 miliardów, czyli ponad 30% wszystkich 16 miliardów terapii na całym świecie. W 2009 roku zużyto w Chinach około 10,5 miliarda butelek z lekami w formie płynnej (około 8 butelek na osobę), podczas gdy na świecie zużyto średnio od 2,5 do 3,3 kroplówki na osobę. Podawanie leków dożylnie stało się w Chinach powszechne, nad czym ubolewa część specjalistów twierdząc, że ta metoda leczenia jest niebezpieczna i wcale nie lepsza od tradycyjnych.
Przy każdym nakłuciu ciała pacjenta istnieje ryzyko przedostania się do organizmu substancji zakaźnych, a duże stężenie leku w terapii kroplówkowej zaburza metabolizm człowieka i źle wpływa na wątrobę i nerki, których zadaniem jest oczyszczanie organizmu z toksyn. Badania wykazały także, że antybiotyki doustne są niemal tak samo skuteczne, jak dożylne. Eksperci apelują więc o unikanie kroplówek w przypadkach, gdy nie jest absolutnie konieczne.
Guo Shidong, lekarz ze Szpitala Dziecięcego w Pekinie, mówi, że “na terapię dożylną decydują się najczęściej pacjenci, którzy chcą widzieć efekty natychmiast po zażyciu pigułki lub wypiciu syropu, tymczasem pośpiech jest tu zupełnie niewskazany. Organizm pracuje w swoim własnym tempie i odpowie na lek, ale w swoim czasie. Chęć “szybszego” wyzdrowienia nie jest dostatecznym powodem, by decydować się na kroplówkę”.
Pacjenci twierdzą natomiast, że to lekarze zalecają dożylne podawanie leków, częstokroć “domyślnie” i niezależnie od choroby, na którą cierpi pacjent. “To jakiś absurd, przeważająca większość pacjentów wcale nie potrzebuje kroplówek. Tę metodę stosuje się wyłącznie dla zysku, a nie dla dobra pacjentów”, powiedział Li Ling, naukowiec z Uniwersytetu Pekińskiego.
Deng Haihua, rzecznik chińskiego Ministerstwa Zdrowia powiedziała, że “ministerstwo podejmie działania mające na celu ograniczenie stosowania kroplówek, ale uświadamianie pacjentów powinno zacząć się od podstaw, to jest od lekarzy pierwszego kontaktu”.
Od siebie mogę dodać, że w chińskich szpitalach kroplówkę zaleca się w dosłownie każdym przypadku: od omdlenia, przez przeziębienie po zawał serca. Prawie zawsze przyjmujący nas w szpitalu lekarz, czy to będzie placówka państwowa, czy prywatna, przepisze nam jedna, dwie, trzy, może cztery kroplóweczki, dzięki którym wrócimy do sił w tempie tyle imponującym, co przerażającym. Podawanie kroplówek ma w Chinach jedno prozaiczne uzasadnienie: niewielka ilość łóżek w szpitalach. Szpitale nie przyjmują pacjentów na obserwację, leczenie profilaktyczne. Pacjent powinien opuścić szpital tego samego dnia, w którym do niego przybył. No chyba, że ma pękniętą czaszkę, albo jakieś makabryczne obrażenia. Wedle informacji jednego z lekarzy pracujących w szpitalu w prowincji Zhejiang, w którym dane mi było przyjmować kroplówki przez kilka dni z rzędu, w jego mieście jedno lózko szpitalne przypadało na 50 000 mieszkańców.
…