Wiadomości

Najdziwniejsze chińskie zawody

Rynek pracy w Chinach jest specyficzny nie tylko dlatego, że olbrzymią część pracujących stanowią robotnicy wędrowni, a płaca nauczyciela języka angielskiego bywa kilkukrotnie wyższa od miesięcznego dochodu urzędnika państwowego, ale również dlatego, że ten rynek wytworzył kilka profesji, o których nikt w Polsce, czy w ogóle w Europie, nie słyszał.

Poniżej przedstawiamy kilka takich nietypowych posad, które można objąć jedynie w Państwie Środka.

1. "Twarzowiec"

Bynajmniej nie chodzi tutaj o chirurga plastycznego, a o białego pracownika, który czyni tę czy inną firmę bardziej wiarygodną w oczach kontrahentów. Tak jak w amerykańskim kinie akcji nic nie zastąpi śmiesznego czarnoskórego pomocnika czy biegłego w sztuce kung fu Azjaty, tak w wielu chińskich firmach nic nie zapewni odpowiedniego wizerunku i prestiżu jak biały podwładny.  Biały "laowai" robi duże wrażenie na kontrahentach. Często nie mają oni pojęcia, że firma jest w całości chińska, a uśmiechnięty od ucha do ucha "twarzowiec" w nieźle skrojonym garniturze, nie jest ani podwładnym, ani partnerem biznesowym  dumnego chińskiego biznesmena, a wyłącznie kolorową i lśniąca neonami reklamą tego "szczwanego, starego diabła".

Żeby było śmieszniej, "twarzowcy" nie są stałymi pracownikami. Wynajmuje się ich na kilka dni, czyli dokładnie tyle ile trzeba, żeby zjeść obiad służbowy z kontrahentem, bądź wyjechać i wrócić z delegacji. Chińscy biznesmeni wypożyczają im garnitury, nesesery, samochody, opłacają miejsca w hotelu i dokładnie określają zakres wiedzy, który muszą przyswoić, by oszustwo się nie wydało. "Twarzowcami" bywają wyłącznie mężczyźni, ponieważ kobieta jest wedle chińskich stereotypów niegodna zaufania w kwestiach biznesowych. Tym nie mniej, odziane w tradycyjne chińskie suknie, często stanowią one egzotyczny dodatek do białego "twarzowca".

2. "Zastępca ds. Kolejek"

W żadnym wypadku nie chodzi o pracownika chińskiego PKP. "Zastępca ds. Kolejek" to człowiek, któremu możemy zapłacić, aby stanął za nas w kolejce np. do lekarza. Stawki takich "zastępców" wahają się w okolicach trzech dolarów za godzinę. W kraju, gdzie na przyjęcie czeka się do pięciu godzin, a zarejestrowanie się w przychodni graniczy z cudem, jest to posada niezmiernie potrzebna. Mówi się nawet, że na planach filmowych korzysta się z takich "zastępców" do trzymania reflektorów, ponieważ wynajęcie człowieka na parę godzin jest tańsze, niż kupienie statywu.

Idea cierpliwego czekania w kolejce jest głęboko zakorzeniona w chińskiej tradycji rywalizacji i chwalebnego zwycięstwa. Jak głosi przysłowie: cierpliwość jest cnotą, ale tych mniej cnotliwych, a bardziej majętnych, stać na cierpliwość kogoś innego. Efekt jest taki sam, a wykonanie mniej kłopotliwe. Obywateli naszego pięknego kraju nie dziwi, że żeby chorować, to trzeba mieć zdrowie.

3. "Kupozbieracz"

Chińczycy już od czasów starożytnych przodują w szlachetnej sztuce recyklingu. W zeszłym roku ponad 391 bezrobotnych absolwentów uczelni wyższych odpowiedziało na zamieszczone w internecie przez władze miasta ogłoszenie, poprzez które poszukiwano pięciu zbieraczy pozostawionych przez psy odchodów. Rok wcześniej, w innym mieście, na podobne ogłoszenie odpowiedziało 2500 osób.

Pomimo stosownych obostrzeń, zalegające na ulicach miny poślizgowe są poważnym problemem natury estetycznej, a więc logiczne jest, że w kraju, gdzie psów jest jak mrówków, musi być ktoś, kto oczyści ulice z nieczystości. "Kupozbieracze" nie ograniczają się jednak jedynie do odchodów proweniencji psiej. Bywa, że zbierają także ludzkie.

Ciekawe co robią później ze swoimi "zbiorami" chińscy recykliści… Czyżby odzyskiwali metan?

Praca jest brudna, ale przynajmniej pewna, tak jak kolejna wizyta w toalecie. Trwają podobno prace nad środkiem chemicznym, który pozwoli "kupozbieraczom" odzyskiwać również urynę. To się nazywa praca z przyszłością.

4. "Pogrzebowiec"

Chińczycy są narodem przesądnym. Śmierć i umieranie obłożone są tak szczelnym tabu, że sprezentowanie komuś na urodziny budzika uważane jest za nietakt, a wiele budynków nie ma czwartego piętra, ponieważ słowo "czwarty" brzmi po chińsku podobnie do "martwy". Pracownicy zakładów pogrzebowych rzadko decydują się wyjawić swojej rodzinie i znajomym, jak zarabiają na chleb.

Społeczeństwo jest uprzedzone do "pogrzebowców" również dlatego, że utarło się, iż nieźle zarabiają. Jest to nieprawda, ponieważ średnia pensja pracownika domu pogrzebowego jest niewiele wyższa od pensji minimalnej. Pomimo tego faktu, setki absolwentów uczelni wyższych zgłasza się co roku do pracy w takich zakładach.

"Pogrzebowcy" to nie tylko grabarze, ale również ludzie, którym płaci się za to, by doglądali grobów bliskich, których żyjący krewni są albo zbyt leniwi, albo pracują daleko od domu. Tak jak śmierć jest nieodłącznym elementem życia, tak i "pogrzebowcy", pomimo nałożonego na nich odium, zawsze będą funkcjonować w uprzedzonym i przesądnym chińskim społeczeństwie, które nie może się bez nich obyć.

Źródło: weirdasianews , opracował: m.p.

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button