Chiny – Rosja, czyli nieustanna gra pozorów
Chiny są krajem tajemniczym i dbającym o zachowanie tej tajemniczości. Brak zrozumienia tej ich natury kończy się niemiło dla wyrywnych ekspertów, specjalistów i komentatorów gotowych ferować wyroki i budować teorie na bazie własnych przeczuć. Historia kontraktu na dostawy gazu rosyjskiego dla Chin Ludowych to najświeższy przykład. Światowe media (a za nimi polskie) zaczęły rozgłaszać klęskę Putina w Szanghaju. A nawet po nieoczekiwanym zwrocie akcji nie dostrzegły istoty wydarzenia. Ale może od początku.
Chińska Republika Ludowa w swych prapoczątkach uzależniona była od Moskwy. Dzięki decyzjom rosyjskich komunistów powstała, a późnieji trwała przez Rosjan finansowana Komunistyczna Partia Chin. Rosjanie wykształcili chińska kadrę oficerską (co ciekawe absolwentami Whampoa byli zarówno późniejsi oficerowie nacjonalistyczni, jak również komunistyczni), dzięki działalności swego wywiadu skutecznie osłabiali Kuomintang oraz wizerunek Czang Kaj-szeka, kreując szczególnie w kręgach rządowych USA postać Mao Zedonga jako „agrarnego socjalisty dążącego do demokratycznych przemian”. Po pokonaniu nacjonalistów bronią strategia uzyskaną z Moskwy Mao Zedong odbył jedyną w swoim życiu podróż poza granice Chin. Celem tej podróży była rzecz jasna Moskwa.
Chiny Ludowe traktowane były przez rosyjskich towarzyszy jako „młodszy brat”, niezwykle użyteczny dla blokowania potencjalnych zagrożeń ze strony Japonii. Po śmierci Stalina pomiędzy zaprzyjaźnionymi krajami zaczęło iskrzyć. Mao czuł się spadkobiercą Stalina, zapragnął stać się przywódcą światowej rewolucji. Związek Radziecki pod przywództwem Chruszczowa nie chciał się już zajmować ideologicznymi pierdołami na modłę Józefa Wisarionowicza. Świat po II wojnie światowej zmienił się bardzo. Inne kwestie zaczęły mieć znaczenie. Takie jak na przykład technologie. I pieniądze.
Mao nie rozumiał mechanizmów ekonomicznych. Wierzył, że ekonomią można zarządzać ręcznie z łóżka, które dzielił z ogromną ilością książek (które przecież wystawił na cel rewolucji kulturalnej) i imponującą liczbą kochanek, obdarowywanych przez Przewodniczącego względami i chorobą weneryczna, której nie chciało mu się po prostu leczyć. Pogoń Mao za „nowoczesnymi wskaźnikami gospodarczymi”, takimi jak ilość kwintali z hektara, lub ton stali na głowę, zmieniła Chiny wycieńczone wojnami trwającymi niemal bez przerwy od 1911 do 1949 roku w obraz nędzy. Mao zmarł, za sterami (wprawdzie z tylnego fotela) usiadł Deng Xiaoping. Pokonawszy ostatecznie partyjny beton w 1992 roku dał impuls do ekonomicznego sprintu chińskiego kolosa.
W tym czasie Związek Radziecki przestał istnieć. Schedę po nim, symbolizowaną przejęciem hymnu i dumą z osiągnięć bojowych Armii Czerwonej, przejęła Rosja.
Od czasów Denga świat mógł obserwować normalizację napiętych stosunków pomiędzy wielkimi sąsiadami. Incydenty ussuryjskie poszły w niepamięć. Co więcej, z początkiem objęcia urzędu prezydenckiego przez Hu Jintao coraz powszechniejsze stało się przekonanie o rosnącej współpracy i przyjaźni pomiędzy oboma krajami.
Dzisiaj, w erze Xi Jinpinga przekonanie zamienia się w pewność. Rosjanie świetnie dogadują się z Chińczykami. Dowodem na to może być wspomniany na początku „wielki kontrakt gazowy”. Oczywiście, dla rosyjskiego aparatu propagandy Włodzimierz Putin oprócz umiejętności takich jako nurkowanie z odkrywaniem starożytnych waz, ujeżdżanie koni, pilotowanie śmigłowców, dorzucił kolejną: „ujarzmianie Chińczyków”. Prawda jest niestety zgoła inna.
Rosjanie od pewnego czasu starają się przypodobać Chinom Ludowym. Już w 2004 roku Putin zgodził się na zwrot Chinom spornego terenu w regionie Ussuri, niejako spełniając ustalenia traktatu nerczyńskiego z 1689 roku. W 2008 roku do Chin wróciła wyspa Yinlong i pół wyspy Heixiazi. A Chińczycy wciąż nie chcieli od Rosjan kupować gazu….
W miniony wtorek Putin przyjechał do Szanghaju z wizytą państwową. Formalnym powodem tej wizyty stał się kolejny szczyt bezpieczeństwa państw azjatyckich. Faktyczna przyczyna przyjazdu prezydenta Rosji do Chin była oczywista: niezwykle długa lista wzajemnych porozumień gospodarczych, ze szczególnym uwzględnieniem negocjowanego od 10 lat kontraktu na dostawy rosyjskiego gazu do Chin. Putin przybył do Szanghaju pewny siebie. Przybył podpisać kontrakt. We wtorek wieczorem okazało się, że z podpisania nici.
W tym momencie światowe media podskoczyły z radości – Putin stracił twarz! Chińczycy upokorzyli rosyjskiego prezydenta. Kontrakt na dostawy gazu nie zostanie w najbliższym czasie podpisany!
Jeśli Chiny obserwuje się bacznie, łatwo zauważyć, że najważniejsze osoby w tym państwie nie działają impulsywnie, nie mówią co im w danej chwili ślina na język przyniesie, nie prowadzą chaotycznych gierek. Scenariusz szanghajski został ułożony precyzyjnie i z dużym wyprzedzeniem.
Xi Jinping odwiedził Putina w Soczi. Wsparł go wizerunkowo, kiedy Zachód postanowił zbojkotować dyplomatycznie Igrzyska. Kiedy Putin lądował w Szangahaju, siły zbrojne Rosji i Chin rozpoczynały wspólne manewry flot Pacyfiku. Największe w historii wzajemnych relacji. Rosja widzi te i wiele innych wydarzeń jako obrazujące ocieplenie stosunków, wręcz przyjaźń, partnerstwo, a może nawet braterstwo w starym, komunistycznym stylu.
Chińczycy widzą sprawy zupełnie inaczej. Chińczycy od kilku lat odeszli od dengowskiej filozofii „kroczenia z nisko pochyloną głową”. Obrośli ambicjami. Druga, a wkrótce pierwsza gospodarka świata chciałaby być pierwszą potęgą w każdym wymiarze. Przynajmniej na swoim terenie. Chińczycy nie zapomnieli Rosjanom upokorzeń. Dzisiaj, w sobie właściwy sposób, pokazują, przede wszystkim swoim obywatelom, kto tu rządzi. Do postawnego Xi Jinpinga przybył niewysoki Putin. Xi patrzy na zdjęciach z góry na rosyjskiego „nowego cara” i dobrotliwie się uśmiecha. Xi ściera uśmiech z twarzy Rosjanina krótkim „nie” nie wyrażając zgody na podpisanie „dealu”. Co działo się w nocy z wtorku na środę „ w rosyjskim obozie” chciałby wiedzieć każdy scenarzysta thrillerów. Paru osobom z pewnością życie przeleciało przed oczami. Pod koniec drugiego dnia wizyty kontrakt podpisano. Sztab Xi Jinpinga upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Ponownie uratował wizerunek Putina. I po raz kolejny zmusił światowe media cytujące, lub przekazujące opinie i osądy wyrywnych ekspertów, specjalistów i komentatorów do nabrania wody w usta. Do grubego błędu w ocenach musiały przyznać się przed sobą takie potęgi jak sam The Financial Times. Co nie oznacza, że jakiekolwiek nauki zostaną z tego doświadczenia wyciągnięte na przyszłość.
Putin lecąc z Szanghaju do siebie z pewnością mełł bezgłośnie (a może i na głos, kto go tam wie) hasła w rodzaju „jebane żółtki”. Propaganda moskiewska może z tego obrotu spraw budować wizję kolejnego sukcesu swego prezydenta, on sam jednak wie, że poległ. Kontrakt, który jest sukcesem musi otaczać „tajemnica handlowa”. Nie ma się co chwalić ustępstwami, pośród których cena gazu była zapewne jedynie wisienką na torcie. Xi Jinping z kolei wrócił do Pekinu niezwykle kontent. Jego krajanie doskonale zrozumieli wymowę wydarzeń w Szanghaju. Wiedzą, kto obecnie rozdaje karty. Xi będzie przyklaskiwał wzrostowi napięcia pomiędzy Moskwą, a Zachodem. Im te relacje gorsze, tym Rosjanie głębiej w chińskich objęciach. Jeśli Pekin stanie się niekwestionowanym liderem w obszarze wymiany gospodarczej z Rosją, to stanie się to co łatwo przewidywalne. W nosie rosyjskiego niedźwiedzia pojawi się żelazne kółka Made In China. Chiński smok za pomocą tego kółka sprawi, żeby misiek ryczał złowrogo, albo tańczył uciesznie.
No chyba, że – co również możliwe – chiński smok okaże się bardzo mitycznym stworem na bardzo glinianych łapach. Wtedy będzie jeszcze ciekawiej!