Polityka

Wojna handlowa Trumpa,

czyli kulą w płot. Albo w kolano.

Najpopularniejszym tematem rozmów w miniony weekend w Shenzhen była decyzja Donalda Trumpa dotycząca podpisania memorandum, które ma uruchomić sankcje handlowe wobec Chin, które polegać będą na wprowadzeniu „ceł odwetowych” i ograniczeniu inwestycji, a dotyczyć mają towarów i inwestycji o wartości około 60 miliardów dolarów. Donald Trump

O Trumpie, Ameryce i Chinach rozmawiają tutaj wszyscy: szefowie firm, taksówkarze, pracownicy biurowi, studenci, emeryci, dosłownie wszyscy. Patrząc na rozwój wydarzeń z wnętrza Chin rozumiem dlaczego wielu Chińczyków tak radośnie przyjęło informację o wyborze Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Lepszego prezentu Chiny spodziewać się nie mogły.

Donald Trump podpisując memorandum tuż po zakończeniu Dwóch Sesji, zapewne za sprawą któregoś z doradców, chciał zapewne upokorzyć chińskich przywódców. Ale zamiast tego wywołał w Chińczykach od Szanghaju po Lhassę, od Harbinu po Kanton patriotyczne wzmożenie. Wszyscy dyskutujący na ten temat Chińczycy stoją za swoimi przywódcami murem: „Chcesz wojny handlowej, no to ją będziesz miał! Zobaczymy kto i jak na tym wyjdzie”. Pekin nie będzie musiał absolutnie niczego tłumaczyć, jeśli w wyniku działań Waszyngtonu ucierpią jakieś chińskie branże. Winny takiej sytuacji już jest. To Donald Trump. Czym byłoby w Chinach gorzej tym bardziej zawzięci będą zwykli Chińczycy. I mogą się godzić na bardzo radyklane gesty, jak na przykład zupełne zatrzymanie eksportu jakichkolwiek produktów i usług do Chin. Donald Trump

Tu kolejna kwestia, chyba nie do końca rozumiana przez Trumpa i jego ludzi: Stany Zjednoczone są w wielu obszarach od Chin uzależnione. Trump pewnie nie wie, że nawet amerykańska protetyka stomatologiczna opiera się o chińską produkcję najwyższych technologicznych lotów: Amerykanie robią skany 3D szczęk swoich pacjentów, te skany przesyłane są elektronicznie do Chin, gdzie specjalistyczne obrabiarki wykonują prace protetyczne z dokładnością do mikronów. Na produktach z Chin opiera się biznes Walmarta, ozdabianie domów na Boże Narodzenie i na Halloween, pozycja firmy Apple. Na Chinach opiera się też biznes KFC (ponad 51% operacji światowych KFC to Chiny Ludowe…), export wieprzowiny i soi (eksport do Chin to ponad 30% wielkości tego sektora). Jeśli wszystkie te branże, wszystkie te biznesy popadną w tarapaty wskutek czwartkowego memorandum, to w Amerykanach dotkniętych skutkami wojny handlowej nastąpi patriotyczne wzmożenie i wzrośnie poparcie dla prezydenta? Donald Trump

Trzecia sprawa, to charakter obecny chińskiej gospodarki. Przesunięcie punktu jej ciężkości z eksportu tanich produktów, ku konsumpcji wewnętrznej wspieranej nowymi technologiami (ponad 60% światowego handlu internetowego) realizowane jest z widocznym powodzeniem. Chiny zmieniają swój profil biznesowy. Stal i węgiel nie są tu miarą postępu jak to miało miejsce w okresie panowania Mao Zedonga. Eksport urządzeń mobilnych, nowych produktów bazujących na nowych technologiach nie dotyczy w zasadzie USA. Chiny celują w rynki państw rozwijających się (Indie), a także Europy, Afryki, Ameryki Południowej, Azji i Australii. Tam Amerykanie, dzięki proponowanej przez Trumpa retoryce, nie znajdą sojuszników w konflikcie z Chinami. Donald Trump

No właśnie: sojusznicy. Trump jest naprawdę darem losu dla Pekinu. Wojna wypowiedziana najpierw całemu światu (stal, aluminium), potem Chinom czyni z USA partnera potencjalnie niestabilnego. Państwa ledwo co przekonane do normalizacji (względnej) relacji, jak Kuba, czy Iran, już dzisiaj pomrukują, że postawione przed wyborem USA, czy Chiny, staną po stronie Państwa Środka. Waszyngton bowiem zazwyczaj oferuje pomoc militarną (albo grozi interwencją), chce wprowadzać demokrację, Chińczycy zaś zazwyczaj koncentrują się na polityce robionej pieniędzmi i nie wtrącają się w praktykowany w danym państwie model sprawowania władzy. Bo to i kosztuje, i nie ma większego sensu (Afganistan, Irak, Libia….).  I tak to Ameryka zamiast zyskać gospodarczo, może zyskać nowych oponentów, co więcej stojących po stronie Chin. Donald Trump

Trudno znaleźć racjonalne podstawy decyzji Trumpa. Wydaje się, że bazowała ona albo na fałszywych przesłankach, albo wyłącznie na kalkulacjach związanych z wewnętrzna polityką (tu mielibyśmy model zaskakująco podobny do polskiego: furda zagranica, najważniejsza własna dzielnica!). Wielkość eksportu do Chin podawana przez amerykańską administrację jest – delikatnie rzecz ujmując – zafałszowana. W jego ramach znajdują się na przykład produkty Apple. Z wyliczeń ADB Institute wynika, że iPhone, który kosztował na półce w amerykańskim sklepie ok 500 dolarów, przekraczał amerykańską granicę z zadeklarowaną wartością 179 dolarów. Ale z tej kwoty w Chinach (Foxconn) zostało zaledwie 7 dolarów, z których część przejmował jako zysk tajwański właściciel mega-fabryki (ponad 300 tysięcy pracowników) produkującej urządzenia Apple. Pozostałe 172 dolary otrzymali japońscy, koreańscy, europejscy, chińscy i amerykańscy dostawcy komponentów i oprogramowania urządzenia. Amerykańskie sankcje, jakoby w ochronie amerykańskiej własności intelektualnej uderzyć mają w produkty, których w Chinach produkuje się coraz mniej (buty, zabawki), zwłaszcza na eksport. Mają uderzyć w dział gospodarki, który z 35% w 2005 roku skurczył się do 18% w roku zeszłym.

Wygląda na to, że Trump postanowił zaradzić realnemu problemowi. Zabrał się do tego jednak w sposób potwierdzający jego ograniczenia intelektualne. Wali na ślepo i zupełnie bez sensu. Bawi się bronią, która już wypaliła. Kula trafi w płot. Albo w jego własne kolano. Donald Trump

 

Zdjęcie: Creative Commons / Sambeet

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button