GospodarkaSpołeczeństwo

Chińska giełda iluzji

Immanentną cechą każdej giełdy są okresy hossy i bessy. Okazuje się jednak, że pojawiła się na świecie giełda, dla której zjawisko spadków może być obce, ba, nawet zakazane. Komunistyczna Partia Chin wypowiedziała giełdowym spadkom stanowcze „nie!”.

Giełdy w Szanghaju i Shenzhen pną się w górę. Shanghai Composite Index zbliża się do poziomu 4000 punktów, który zaledwie dwa tygodnie temu został określony jako „psychologiczna bariera panicznej wyprzedaży”. Wydaje się zatem, że działania chińskich władz centralnych w zakresie zatrzymania spadków na chińskich giełdach przyniosły oczekiwany skutek. Dokładne koszty tych działań nie są znane, ale kwoty podane w ostatnich dwóch tygodniach przez różne chińskie instytucje składają się na sumę przekraczającą pół biliona (500 miliardów) juanów, czyli 300 miliardów złotych. To pieniądze, które pozwoliłyby Polsce funkcjonować przez okrągły rok, co więcej przy założeniu, że wszyscy obywatele nie wykonujący zawodów typu policjant, strażak, lekarz, energetyk mogliby pójść na roczny, pełnopłatny urlop.

 

Oprócz tego władze Chin zamroziły na pół roku obrót akcjami dla posiadaczy pakietów 5% i większych akcji poszczególnych spółek, rozpoczęły policyjne poszukiwania (póki co bezskuteczne) złoczyńców sterowanych przez zagraniczne ośrodki, którzy dopuścili się nielegalnych operacji na giełdach, odpuściły sobie też dyscyplinę kredytową wobec osób chcących zaciągać kredyty na zakup akcji, do czego państwowe media nakłaniają Chińczyków od minionego piątku. Pekin zaktywizował również aparat państwowy. Akcje mają kupować lokalne rządy prowincjonalne i powiatowe, rządy nota bene w poważnych tarapatach finansowych spowodowanych ich ogromnym zadłużeniem. Chińska Komisja Nadzoru Obrotu Papierami Wartościowymi w oparciu o dyrektywy rządowe przeprowadziła kilku zabiegów regulacyjnych polegających na:

 

  • nakłonieniu głównych udziałowców spółek do zakupu kolejnych akcji tych spółek;

  • zobligowaniu firm państwowych do skupowania własnych akcji;

  • zaleceniu dyrektorom i menadżerom kupowanie akcji firm przez siebie zarządzanych;

  • obowiązkowym tworzeniu akcjonariatu pracowniczego;

  • uruchomieniu wielorakich inicjatyw zachęcających pracowników do zakupu akcji firm, w których pracują;

     

Działaniami kontrolnymi w zakresie realizacji tych zaleceń mają się zajmować komórki administracyjne odpowiedzialne za finanse prowincji i powiatów. Raporty z tych komórek mają być przesyłane do centrali codziennie.

Sytuacja na chińskich giełdach nie ulega prawdziwej normalizacji, bo i same te giełdy nie są normalne. Dopatrywanie się ich podobieństwa do największych giełd światowych jest iluzją. To jak twierdzenie, ze giełda w Warszawie w 1993 roku była normalną giełdą. Ponad 90% inwestorów na chińskich rynkach to osoby prywatne, drobni ciułacze kupujący akcje za kilkaset, góra kilka tysięcy dolarów. Jest ich 90 milionów. W dużej mierze to osoby starsze. Te osoby nie analizują kondycji spółek, nie interesują się wydarzeniami mającymi wpływ na ich funkcjonowanie. Bo tak jak na warszawskiej giełdzie z początku lat 90. XX wieku wartość akcji danych spółek nie obrazuje wartości (wzrostów, spadków) firm. To giełda iluzji. Wartość akcji rośnie dlatego i wyłącznie dlatego, że popyt przeważa nad podażą, że jest nimi zainteresowana ogromna ilość osób zachęcanych do kupowania akcji przez rząd, który w ten sposób zapragnął w zeszłym roku odwrócić uwagę drobnych inwestorów od przegrzanego rynku nieruchomości. Drobni chińscy inwestorzy nie zakładają inwestycji długookresowych, dywersyfikacji portfeli, nie kalkulują na zimno, z dystansem. Kiedy w Szanghaju i Shenzhen nastąpiły spadki wśród tych najliczniejszych, najmniejszych inwestorów wybuchła panika: w porównaniu z wielkimi graczami ci właśnie mają najwięcej do stracenia. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia również w Polsce. Mało kto pamięta już zawirowania dotyczące akcji Banku Śląskiego i tąpnięcia na młodziutkiej giełdzie warszawskiej. Wielu polskich drobnych inwestorów straciło wówczas bezpowrotnie naprawdę duże dla nich pieniądze. Po tamtych wydarzeniach giełda warszawska jednak dojrzała, znormalniała.

Władze chińskie w obawie o wymiar polityczny sytuacji na swoich giełdach postanowiły użyć wszelkich środków, aby nie doprowadzić do skrajnej sytuacji. Wpompowały w giełdy gigantyczne pieniądze zapobiegając dalszym spadkom, które według dzisiejszych ocen mogły osiągnąć jeszcze dodatkowe 20%, co oznaczałoby, że indeksy chińskie spadłyby poniżej 50% swojej najwyższej wartości. Pomijając straty taki spadek wartości stanowiłby, jak w przypadku innych światowych giełd, swoiste katharsis. Giełdą zajęliby się wyłącznie ci, którzy potrafią poruszać się w tej rzeczywistości, rozumieją sens tej gry i są w pełni świadomi ryzyk jej towarzyszących. Pekin tymczasem dał Chińczykom i światu znak, że oto w imię społecznej stabilizacji proponuje model giełdowy, na którym stracić nie można. Bo jeśli wartość indeksów zacznie gwałtownie spadać, to rząd wpompuje dowolnie fantastyczne kwoty, aby podtrzymać iluzję nieustającej hossy.

Takie działanie rządu chińskiego po raz kolejny ujawnia inną iluzję: światu wydaje się, że Chiny działają strategicznie, budują strategie długookresowe. Tymczasem wyraźnie widać, że Pekin działa nerwowo, że gasi pożary nie przewidując konsekwencji obecnych działań w dłuższej perspektywie. Tymczasem w dłuższej (może liczonej miesiącami, a nie latami) perspektywie wszystko się powtórzy. Drobiazg giełdowy będzie kupować (bo tanio), żeby szybko sprzedać. Czym więcej plankton kupi, tym wyżej wzlecą kursy i indeksy. Rekiny wprowadzą większe kapitały, indeksy i kursy dostaną kolejny zastrzyk i polecą ku górze. Gdzie będzie granica? 6000 punktów? Może 7000? I znów wystarczy jakiś impuls, plotka, nieporozumienie, aby przewrażliwieni drobni ciułacze zaczęli wyprzedawać wszystko co mają. Rząd znów wpompuje miliardy, a może biliony. A może ogłosi w chińskim stylu, że giełdy okazały się gniazdem skrytobójczych żmij inspirowanych przez nieokreślone wrogie ośrodki zagraniczne. I skończy się zabawa w giełdę. Bo chiński kapitalizm to też iluzja. Kapitalizm państwowy w Chinach może być obecny tak długo jak nie zagrozi władzy stojącej u sterów państwa.

Tymczasem gra z władzami w Pekinie dla wielkich wyjadaczy światowej finansiery staje się coraz łatwiejsza. Już dzisiaj AXA Investment Management poinformował w swoim raporcie, że ostatnie wydarzenia na chińskich giełdach będą miały niekorzystny wpływ na wysokość wzrostu tamtejszego PKB. A co od lat dla chińskich władz jest jedynym istotnym, niemal świętym wyznacznikiem kondycji gospodarki? PKB właśnie. AXA Investment Management ostrzega, że jeśli Pekin nie przeprowadzi zdecydowanych działań, to obserwowane turbulencje na giełdach uszczuplą chińskie PKB aż o 0,3%. Pięć lat temu nikt by się nie przejął takimi drobiazgami. Dzisiaj jednak każdy dziesiątek procenta wzrostu PKB jest dla Państwa Środka na wagę reputacji wewnątrz kraju, jak i na arenie międzynarodowej. Jeśli władze centralne wprowadzą jeszcze więcej narzędzi gwarantujących inwestorom zyski na akcjach spółek notowanych w Szanghaju i Shenzhen, tym więcej pojawi się na nich drobnych graczy z Chin, jak również dużych międzynarodowych wyg zachęconych przez takie firmy jak AXA właśnie. Iluzja będzie podtrzymywana. A czym bardziej się rozrośnie, tym mocniej będzie chroniona przez Pekin. Do czasu. Rzeczywistości nie da się zaczarować. Prędzej czy później przedziera się przez zasłonę iluzji. I wtedy boli.

Leszek Ślazyk

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button