Ciemna strona Chin: na Żółtej Rzece trupy to gotówka
CHANGPO – wieś nad Huang He – Wei Jingpei trzymając w ręku długą żerdź ponad niewielką zatoczką na brzegu Żółtej Rzeki zaczął przeliczać swój ostatni połów. Zatrzymał się na sześciu, po czym przypuścił, że prawdopodobnie tuzin ludzkich trupów unosi się w mętnej wodzie.
Ciała unosiły się na wodzie twarzami w dół, uwiązane sznurami do drewnianego nabrzeża, ich pokryte rzecznym mułem kończyny i pośladki wystawały ponad nurt.
Wei jest łowcą ludzkich ciał. Przeszukuje główny nurt rzeki i jej brzegi za pomocą niewielkiej łodzi w poszukiwaniu ludzkich trupów, by potem odsprzedać je rozpaczającym rodzinom poszukującym swoich krewnych. Wei trzyma wszystkie złowione ciała w wodzie twarzami w dół, żeby zachować je w jak najlepszym stanie. Wszelkie problemy z rozpoznaniem zwłok przez rodziny mogą bowiem utrudnić otrzymanie zapłaty.
Wei nie zaprząta sobie głowy skąd się wzięły w rzece te wszystkie ciała, ale słyszał przez lata mnóstwo opowieści krewnych topielców. Relacje krewnych tworzą zapadający głęboko w pamięć obraz przeciętnych ludzi zmiażdżonych nadzwyczajną presją chińskiego bumu gospodarczego.
Część z 80 do 100 ciał, które wyławia z rzeki Wei każdego roku są ciałami ofiar wypadków i powodzi, ale łowca trupów jest przekonany, że większość topielców to samobójcy lub ofiary morderstw. Nie ma wielu oficjalnie uznanych dowodów zbrodni, inaczej jest jednak z samobójstwami. Te stanowią jedną z głównych przyczyn śmierci kobiet na chińskiej wsi. Wedle raportu Światowej Organizacji Zdrowia (WTO) w Chinach popełnianych jest 26% z ogólnej liczby samobójstw na świecie.
Najwięcej ciał wyławianych przez Wei dociera do jego zatoczki z Lanzhou, stolicy prowincji Gansu, w północno-zachodnich Chinach. W mieście powstało wiele nowoczesnych drapaczy chmur wybudowanych przez tłumy biednych robotników oraz niesławnych ludzi biznesu stających często ponad prawem. Praca łowców trupów przyciągnęła ostatnio uwagę chińskich mediów. Powstał nawet film dokumentalny o klanie rodzinnym pracującym niedaleko zatoczki należącej do Wei. Jedna z oficjalnych gazet wydawanych również w języku angielskim opisała łowców ciał jako “żyjących z umarłych”. Opisana rodzina miała wyławiać z Huang He martwych ludzi niemal codziennie.
Łowisko Wei znajduje się około 26 kilometrów od Lanzhou. Zakręt rzeki w tym miejscu i nieodległa tama elektrowni wodnej spowalniają nurt rzeki, co pozwala ciałom wypływać na powierzchnię.
Rodzina, która właśnie przybyła aby odebrać od Wei jedno z ciał wspomina cicho ojca, który nie będąc w stanie związać końca z końcem ze swoją niską pensją postanowił skończyć ze sobą skacząc z mostu.
Wei wyławia z rzeki również ciała z zakneblowanymi ustami i związanymi rękami – wyraźnymi znakami działalności lokalnych gangów. Wei wskazuje na szczątki kobiety, której dotychczas nikt nie rozpoznał. Jeśli nikt w najbliższym czasie nie zgłosi po to ciało, Wei odetnie sznur i odda trupa rzece.
– Większość ciał, których nikt nie rozpoznaje, którymi nikt się nie interesuje, należy do robotnic przybyłych tutaj z odległych miejsc – mówi Wei siedząc na nowym, czerwonym motocyklu z wielkimi okularami przeciwsłonecznymi na twarzy. Zostały zamordowane a ich rodziny nie wiedzą tego, myślą, ze one wciąż pracują gdzieś w Lanzhou.
Te rodziny, które szukają swoich bliskich czynią to bez pomocy policji, muszą za to targować się o wykupienie szczątków swoich bliskich z ludźmi takimi jak Wei. Proceder zarabiania na topielcach był opisany przez jedną z gazet w Laizhou w 2006 roku. Chodziło tutaj o przypadek wyłowienia ciała człowieka, który miał przyczepiony do ubrania identyfikator firmowy. Wezwany przez łowcę trupów przedstawiciel firmy miał zapłacić 200 yuanów (100 złotych) za usługę pokazania twarzy topielca, a 6000 yuanów (3000 złotych) za wydanie zwłok.
Przedstawiciel firmy wytargował ostatecznie kwotę 4000 yuanów (2000 złotych) za ciało. Pomimo opublikowania tego artykułu i późniejszej interwencji policji, proceder sprzedaży ciał topielców prowadzony jest bez większych przeszkód przez wielu “przedsiębiorców” do dzisiaj. Łowcy ciał ogłaszają się poprzez zawieszanie ulotek oraz malowanie ogłoszeć z nazwiskami i numerami telefonów na ścianach budynków. Chińskie gazety donoszą o rozprzestrzenianiu się tej profesji na terytorium wszystkich wschodnich prowincji Chin.
Zanim Wei zajął się poławianiem trupów z nurtów Huang He miał niewielki brzoskwiniowy sad, który pozwalał mu zarobić 4000 yuanów rocznie. Dzisiaj żąda 500 yuanów od każdego wieśniaka, który chce odebrać ciało krewnego, 2000 yuanów od osoby, która ma pracę w mieście i 3000 yuanów kiedy ciałem interesuje się jakaś firma.
Wei Jingpei – łowca ciał
Źródło: www.mcclatchydc.com