Chińskie prostytutki w Kongo nie chcą wracać do kraju
PEKIN / KINSHASA – Policji udało się rozbić szajkę handlarzy żywym towarem, którzy obiecując kobietom z Chin pracę w Paryżu, wywozili je do chińskich domów publicznych w Demokratycznej Republice Konga. Kobiety, które policjanci planowali odbić z rąk handlarzy wcale nie chcą wracać do domu. Mówią, że zarabiają w Kongo o wiele lepiej, niż w Chinach.
“Za obsłużenie jednego klienta dostają 100 dolarów, połowa kwoty idzie do szefa, połowę zatrzymują dla siebie”, powiedział Yin Guohai z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Średnia płaca uprowadzonych kobiet wynosiła w Chinach około 290 dolarów miesięcznie.
Zakończona właśnie akcja policji była pierwszą tego typu akcją prowadzoną poza granicami Chin przez przedstawicieli Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Rozpoczęto ją 12 maja po otrzymaniu doniesienia o czterech kobietach, które zostały wywiezione do Konga, do Kinshasy, stolicy tego afrykańskiego państwa, i były tam przymuszane do prostytucji. Organizatorką podróży kobiet była niejaka Li Yongqin, która obiecywała im dobrze płatną pracę we Francji, a potem, już w Paryżu, podstępem nakłaniała je do podróży do Afryki.
Cztery kobiety, o których losie poinformowano pierwotnie policję chińską zdołały powrócić do domu pod koniec maja po otrzymaniu pomocy z ambasady chińskiej w Kongo. Zeznały one, że klub, w którym pracowały pod przymusem, znajdowało się jeszcze co najmniej 11 innych Chinek zmuszanych do prostytucji. Sprawą zajęło się Ministerstwo, które wysłało grupę Yina do Kinshasy w listopadzie. Tam Chińczycy nawiązali współpracę z kongijskimi policjantami. Przeprowadzono wspólnie dwie zakończone sukcesem akcje. Aresztowano troje podejrzanych o handel ludźmi. Tu jednak chińskich policjantów spotkała seria niepowodzeń. Po pierwsze okazało się, że lokalni policjanci nie są specjalnie zainteresowani kontynuowaniem działań przeciwko chińskim właścicielom lokali rozrywkowych w Kinshasie. Po drugie kobiety, które miały zostać uwolnione w wyniku wielomiesięcznej akcji wcale nie chcą wracać do domu. W Kongo zarabiają o wiele więcej niż mogłyby zarabiać w Chinach, mają chińskich klientów, dodatkowo mogą zarabiać krocie sprowadzając z pomocą swoich rodzin tanie produkty z Chin, na które w Kongo jest ogromne zapotrzebowanie, a ich ceny akceptowane przez Kongijczyków są znacznie wyższe od europejskich. Po trzecie wreszcie aresztowana szefowa chińskiej szajki handlarzy ludźmi, Li Yongqin, załatwiła sobie zwolnienie z aresztu. I tyle ją widziano. Po trzech dniach bezowocnych poszukiwań Li, chińska grupa operacyjne wróciła do Pekinu jedynie z dwójką aresztowanych Chińczyków.
Według oficjalnych danych rządowych, od kwietnia do maja 2009 wykryto w ChRL ponad 5000 przypadków wywożenia kobiet za granicę do pracy w domach publicznych.
W Kongo mieszka ok. 5,500 Chińczyków. Część pracuje tam w chińskich firmach, część zajmuje się handlem, inni pracują w tamtejszych kopalniach.
Źródło: SCMP, opracowali m.p., l.s.
…