ABC Importu

Import: Ufać, znaczy kontrolować

„Ufać, znaczy kontrolować” – miał ponoć twierdzić nasz niesławny rodak, Feliks Dzierżyński, twórca tajnych służb bolszewików, zaś jego patron Włodzimierz Lenin oświadczył, iż „Zaufanie jest dobre, ale kontrola lepsza”.

I jeśli trudno obu panów uznawać za dobre przykłady w jakiejkolwiek sytuacji, tak w przypadku importu ich stosunek do zaufania i kontrolowania okazuje się ze wszech miar właściwy.

Jedną z najczęstszych przyczyn kłopotów importerów, tych początkujących, ale również i tych bardziej doświadczonych, jest niczym nie uzasadnione zaufanie.

Począwszy od ofert otrzymywanych za pośrednictwem platform internetowych, po informacje otrzymywane mailem, lub za pomocą komunikatorów od dostawców.

Oferty umieszczane w serwisach takich jak Alibaba nie są kierowane do konkretnych osób, ale do wszystkich użytkowników Internetu posługujących się językiem angielskim lub/i chińskim. Wedle danych opublikowanych przez serwis Statista w bieżącym, 2023 roku „na całym świecie było 5,18 miliarda użytkowników Internetu, co stanowiło 64,6% światowej populacji. Z tej liczby 4,8 miliarda, czyli 59,9 procent światowej populacji, stanowili użytkownicy mediów społecznościowych”. (2023, https://www.statista.com/statistics/617136/digital-population-worldwide/).

Dlatego zdecydowanie warto weryfikować, czyli kontrolować rzetelność, prawdziwość ofert publikowanych w sieci. Najprostszym sposobem jest zamówienie wzoru danego produktu.

A później, na następnych etapach współpracy, kiedy jasne i potwierdzone są tak istotne informacje, jak ostateczna cena produktu, jego ostateczny koszt w miejscu docelowym, czas dostawy (różny od czasu produkcji), forma płatności, dokumenty, w tym właściwe licencje i certyfikacje, należy nieustannie przedkładać kontrolę ponad zaufanie.

Zwłaszcza, że dziś takie zadanie można zlecić firmie specjalizującej się w takich działaniach. I nie są to wielkie koszty. To ułamki kwot, które można stracić.

I tu służę od ręki dwoma przykładami.

Jakiś czas temu zgłosił się do mnie szef pewnej firmy, spółki państwowej, borykającej się z kłopotami wynikającymi z rosnącej konkurencji zagranicznej. Firma ta zamówiła u azjatyckiego dostawcy półprodukt do swojej produkcji. Półprodukt tak atrakcyjny cenowo, że dający szansę na przebicie ceną całej konkurencji europejskiej. Kontenery z półproduktem dotarły do polskiego portu, potem do magazynu firmy. Tam kontenery otwarto. Okazało się, że zamiast półproduktów w kontenerach znajduje się gruz. Tak. Gruz, czyli potłuczone cegły, pokruszony tynk, fragmenty prętów zbrojeniowych. Gruz. Po piętnaście ton w każdym kontenerze. Bo w każdym z tych kontenerów miało być po piętnaście ton półproduktu.

Czy muszę dodawać, że spółka zapłaciła dostawcy za towar przelewem z góry? A szef firmy zwrócił się do mnie, bym pomógł dojść praw polskiej firmy w Chinach. Tyle, że sprzedawca nie był z Chin. Generalnie w ogóle go nie było. Ta dostawa okazała się dla spółki pocałunkiem śmierci. Można było go uniknąć wynajmując firmę specjalistyczną, za relatywnie niewielką kwotę. Można było, ale przecież z maili dostawcy tak wszystko dobrze patrzyło, jak tu nie zaufać?

W innym przypadku, na tydzień przed planowanym odbiorem kolejnej dostawy, od kontrahenta, z którym współpracowano od ponad 15 lat, dotarły do Polski wieści z Chin o niespotykanych od dekad opadach śniegu. W miejscach, gdzie zima zazwyczaj objawia się ewentualnie temperaturą około zera stopni Celsjusza, w ciągu doby spadł ponad metr śniegu. W efekcie, w niektórych miejscowych fabrykach załamywały się dachy. Zamknięto wszelkie drogi dojazdowe, łącznie z liniami kolejowymi. Usuwaniem śniegu z głównych szlaków drogowych i kolejowych zajęło się wojsko. Śnieg padał jeszcze przez kilka dni.

Wiadomym było, że do zakładu, w którym kończono produkcję, która i tak już była spóźniona, nie uda się dotrzeć nikomu reprezentującego firmę zamawiającą. Szef tej firmy zadzwonił do dostawcy i po kilku minutach rozmowy, uzyskał solenne zapewnienie, że produkcja zostanie sprawdzona wedle kryteriów wypracowanych przez ponad 15 lat współpracy. Nie ma problemu.

A po dwóch miesiącach, w magazynie odbiorcy okazało się, że jednak problem był. Spora część produktów była wadliwa. Hmmm…. Większość była wadliwa. Poproszono mnie, bym odwiedził dostawcę i ustalił z nim wielkość upustu od następnych dostaw, celem pokrycia kosztów naprawy tych wadliwych, wcześniej dostarczonych produktów. Szef firmy wezwał do gabinetu osobę odpowiedzialną za to konkretne zamówienie i zapytał, czy z jakością tego zamówienia był jakiś kłopot. – Ależ skądże! – odpowiedziała osoba odpowiedzialna z wyrazem bezgranicznego oburzenia na twarzy.

Tak się zakończyła ta piętnastoletnia współpraca. Bez żadnego upustu.

Później szef firmy zamawiającej powiedział mi, że w sumie nic by się nie stało, gdyby tę planowaną zewnętrzną kontrolę jakości zrobiono po tygodniu, dwóch, trzech od pierwotnie planowanego terminu. A zdecydowanie byłoby lepiej zatrzymać tę dostawę obciążona tak dużą liczbą wad i usterek. Bo w tym przypadku zaufanie kosztowało grubo ponad 50 tysięcy dolarów plus mało przyjemne rozmowy z niezadowolonymi klientami.

Znacznie, znacznie więcej, niż wynajęcie kogoś, kto mógłby na miejscu przeprowadzić profesjonalną kontrolę jakości.

Profesjonalną, czyli jaką? O tym już za tydzień.

Leszek B. Ślazyk

e-mail: kontakt@chiny24.com

© www.chiny24.com

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button