„You don’t understand China”
„You don’t understand China” – to króciutkie zdanie miałem okazję słyszeć kiedyś bardzo często. Zazwyczaj kwitowało jakieś moje wykrzykiwane w furii pytanie czemu najprostsze ustalenia z chińskimi dostawcami nie zostały zrealizowane wedle wielokrotnie powtarzanych i potwierdzanych instrukcji. Albo było odpowiedzią na pytanie dlaczego reprezentujący mnie Chińczyk w sytuacji wymagającej jego wsparcia stawał po stronie chińskiego dostawcy.
Dzisiaj to samo pytanie kołacze mi się w głowie za każdym razem kiedy słyszę, czytam, lub widzę kolejny pozbawiony głębokiego zrozumienia sprawy komentarz lub opinię na temat Chin w polskich publikatorach. „You really don’t understand China” mówię w sobie tym różnym medialnym ktosiom. Naprawdę nie mamy bladego pojęcia z czym przychodzi nam się zmierzyć. Przeraża mnie ta pełna pychy postawa białego człowieka wobec Chin. Przeraża mnie to skoncentrowanie się na absolutnie nieistotnych problemach jak na przykład dwie deski heblowane ustawione przed Pałacem Namiestnikowskim, dokładnie w czasie kiedy gdzieś zupełnie bokiem dociera do nas wiadomość, że Chiny stały się drugą na świecie gospodarką. Przeraża mnie fakt, że nawet wśród tych komentatorów ekonomicznych, którzy taką wiadomość odnotowali, dominuje pełna złudnej pewności opinia, że to drugie miejsce zupełnie nic nie znaczy w porównaniu z wynikami Stanów Zjednoczonych. Bo chińskie PKB na głowę to cząstka amerykańskiego PKB na głowę. Przeraża mnie fakt, że żaden z tych komentatorów nie próbuje nawet zastanowić się ile czasu zajęło Stanom Zjednoczonym zbudowanie obecnej pozycji, a ile czasu potrzebowały Chiny, żeby zająć drugą pozycję na liście największych gospodarek świata. To mnie właśnie przeraża. Nie rozumiemy Chin, nie chcemy im nawet dokładniej się przyjrzeć. Wolimy je ignorować, traktować jak jakąś zgoła przyrodniczo-geograficzną ciekawostkę z któregoś z kanałów popularnonaukowych w telewizji kablowej. A przecież Chiny nie są wirtualne, nie są jakimś zabawnym eksponatem z objazdowego muzeum kuriozów. To realna, gwałtownie rosnąca siła. Karmiąca się słabością Zachodu, który bez walki oddaje kolejne przyczółki, sprzedaje kolejne rodowe srebra. To siła rosnąca na braku zrozumienia, że nadeszły nowe czasy, nowe reguły gry.
Przeraża mnie świadomość, że dzisiaj, teraz, tak wiele można jeszcze zrobić, aby przedłużyć Europie jej żywot. Co więcej, jak niewiele trzeba, aby przywrócić jej pozycję światowego lidera. I przeraża mnie jak dalece jesteśmy bezsilni oddawszy swój los w ręce politycznych koniunkturalistów.
Leszek Ślazyk