Europa jest chora….
Stwierdzenie zawarte w tytule zdecydowanie jest mało odkrywcze. Dzięki tzw. „eurosceptykom” właściwie już nudne. Szkoda, że tak prawdziwe zdanie nie wywołuje żadnych reakcji, może poza obojętnym wzruszeniem ramion. A przecież oczywistej diagnozie, oczywistej dla większości obserwatorów losów Zjednoczonej Europy powinno towarzyszyć nieustanne analizowanie przyczyn, aktualnych skutków oraz wprowadzanie terapii mających na celu uzdrowienie pacjenta, ponieważ ten pacjent nie jest jedynie politycznym, nierealnym tworem. Czy tego chcemy, czy nie, wszyscy jesteśmy żywymi składnikami Europy. Jej kondycja ma bezpośredni wpływ na nasze własne losy, na naszą własną kondycję.
Z mojego punktu widzenia u podstaw większości problemów europejskich leży lekkość traktowania przez naszą część świata rosnącego, niekontrolowanego uzależnienia Starego Kontynentu (a również Stanów Zjednoczonych) od Państwa Środka. Chiny traktowane są przez Zachód jako swego rodzaju przyrodnicza ciekawostka. Podobna tym, które można obejrzeć na Discovery Chanel czy National Geografic, mająca na nas wpływ podobny temu jaki ma na nasze życie, naszą cielesność w konkretnej chwili mała panda czy wielka orka obserwowane na szklanym ekranie. Zastanawiam się czy przeciętny Europejczyk oglądający w telewizji ową małą pandę, czy też wielką orkę choć przez ułamek sekundy pomyśli, że ten szklany ekran i wszystkie za nim ukryte podzespoły zostały wyprodukowane w Chinach. Tak jak pilot trzymany w dłoni, materiał obiciowy fotela, na którym siedzi w ubraniu wyprodukowanym w kraju nad Żółtą Rzeką lub uszytym z tamże wyprodukowanego materiału. Czy pomyśli, że kiedy on tak sobie ogląda tą małą pandę lub wielką orkę jego dzieci bawią się zabawkami wyprodukowanymi w Chinach na podłodze z paneli made in China. Europejczyk z dziećmi czekają na smaczny obiad przygotowywany przez Europejkę, który będzie podany na wyprodukowanych w Chinach naczyniach otoczonych chińskimi sztućcami (chociaż z Ikei). Jeśli na obiad będzie dorsz, to może to być dorsz z Chin, posypany przyprawą z chińskich ziół lub polany sosem z dodatkiem chińskich zagęszczaczy lub ulepszaczy.
Powie ktoś tak: no tak, teraz wszystko się produkuje w Chinach, bo tam przecież taniej. Fakt. Chińskie firmy nie obciążone normami, ubezpieczeniami, mające nieustannie mnóstwo zamówień zawsze będą tańsze od tych europejskich dotkniętych czkawką nieregularności produkcji i sprzedaży. Ale naszą uwagę powinien przykuwać zupełnie inny drobiazg tego dość rozległego obrazu. Mianowicie taki: co z tymi wszystkimi ludźmi, którzy mogliby w Europie produkować telewizory i piloty do nich, materiały obiciowe do mebli, ubrania, zabawki, naczynia, sztućce, kamienne nagrobki, znicze, zapałki? Otóż ci dokładnie ludzie zostali okradzieni z możliwości podjęcia pracy odpowiadającej ich możliwościom i kwalifikacjom. Tymi ludźmi jesteśmy my wszyscy. Zostaliśmy skazani – na skutek niefrasobliwości poszczególnych rządów europejskich, działających pod wpływem przeróżnej maści lobbystów – na role importerów i konsumentów dóbr produkowanych w Chinach.
Ktoś powie, że tak działa wolny rynek. Furda! Nie ma równowagi pomiędzy warunkami działania w Chinach i Europie. Chińczykom wolno znacznie więcej, mogą łamać wszelkie reguły, a ich postępowanie jest nieustannie sankcjonowane przez niezwykle liberalne przepisy importowe Europy. Gdyby wszystkie importowane do Europy produkty były kontrolowane pod względem zgodności z normami unijnymi, moglibyśmy mówić o jakiej takiej równości. Tymczasem Europa ogranicza się do sporadycznych kontroli towarów importowanych w sklepach, wtedy, kiedy jest już za późno. Większość chińskich produktów jest pośrednio lub bezpośrednio subsydiowana przez chiński rząd. W Europie koncentrujemy się na dopłatach dla rolników, oraz na wykładaniu dowolnych sum na „gaszenie pożarów”. Raz są to upadające stocznie, kiedy indziej są to producenci samochodów, lub na przykład linie lotnicze. Wbrew deklaracjom nie ma w Europie pomysłu na działanie systemowe, które w Chinach realizowane jest konsekwentnie od 1980 roku, od momentu utworzenia w Ch.R.L. pierwszych stref ekonomicznych. Z jednej strony Europa deklaruje się jako twór polityczny bazujący na ideach socjalnych (stąd chociażby unijna niemożność ogłoszenia komunizmu ideologią zbrodniczą), z drugiej schizofrenicznie postuluje idee wolnorynkowe (szarpane regularnie wtrętami interwencjonizmu – vide „gaszenie pożarów”). Pojedynki przeciwników hołdujących różnym regułom wyglądają ciekawie na ringach MMA. Na ringu ekonomicznym i politycznym znamionuje głupotę lub starczą demencję. Skoro Chiny stosują „liberalną” politykę dofinansowywania wszelkich przejawów biznesowej aktywności swoich obywateli i ich firm, Europa powinna czynić to samo. Tymczasem Europa ma wielkie opory, aby wspomagać proste działania. Takie jak na przykład szycie ubrań. Europa jest gotowa „inwestować w kapitał ludzki”, wydawać miliony €uro na kursy, które mają w 3 doby zamienić montera kadłubów w programistę tworzącego cyfrowe silniki dla rewolucyjnych formalnie gier komputerowych. Uznaje projekty stworzenia szwalni dla 20 osób za pozbawione przyszłości. Dzisiaj chińscy technokraci prawdopodobnie tak samo traktują podobne pomysły. Bo w Chinach są one z punktu widzenia państwa de mode. Tyle, że Chiny już dawno wyprzedziły Europę. Co nie było bardzo trudne, bo Europa jest chora…
Leszek Ślazyk