Chiny subiektywnie

Chiny, czyli NeverEnding Story

Przyznaję się bez bicia: nieco zaniedbałem obowiązki i Szanownych Państwa. Patrząc na daty ostatnich wpisów rumienię się zawstydzony. Wiadomość „Z ostaniej chwili” nosi datę 5 maja. Artykuł „główny” jeszcze gorzej, bo z 30 kwietnia. Jakby w Chinach nie działo się nic. A przecież Chiny, to istne NeverEnding Story. Codziennie dzieje się tam tyle, że hej. Pomimo to jednak zawiesiłem się niczym pecet na mniej udanej wersji „windowsów”. Czytam i oglądam codziennie kolejne porcje newsów z Chin i o Chinach, i zastanawiam się: kogo to w zasadzie obchodzi? Skąd takie pytanie, skoro przecież Państwo do mnie piszecie, dzwonicie, komentujecie?

Obiecałem sobie, że już nie będę zgryźliwym malkontentem szukającym dziury w całości. Że nie będę się odnosił do polskich bieżączek, bo nie dość, że szkoda na nie czasu, to jeszcze ich komentowanie czyni mnie w głowach PT Czytelników beta.chiny24.com takiego mruka, któremu nic nie pasuje, który tylko burczy pod nosem i narzeka od świtu do zmierzchu. Ale jak tu nie marudzić, kiedy czyta się na przykład coś takiego (fragment wywiadu Roberta Mazurka z posłanką PiS Anną Paluch w „Rzeczpospolitej”):

Zostawmy już politykę. Dlaczego wszystkie posłanki PiS chcą matkować Jarosławowi Kaczyńskiemu?

Nie chcemy matkować prezesowi, ale doceniamy to, że jest potwornie zapracowany, zaharowany wręcz, więc chcemy jakoś pomóc.

Dlatego namówiła go pani na spływ Dunajcem?

Miał chociaż chwilę wakacji. Pamiętam, jak był premierem i nie można się było do niego dostać, bo nie miał dosłownie ani chwili. A w weekend, zamiast odpoczywać, brał ze sobą tony papierów. Wie pan dlaczego? Bo on chce mieć własne zdanie na każdy temat. Ze zgrozą słuchałam Donalda Tuska, który mówił, że się posiłkuje zdaniem ekspertów!

A Kaczyński nie musi.

Nie musi!

Bo wie wszystko najlepiej?

Bo ma swoje zdanie.

I to jest chyba ten zasadniczy powód mojego ostatnio dostrzeżonego przeze mnie samego zawieszenia. Broń Boże nie jest nim (powodem tym) powyższy wywiad, czy jego fragment. Za stary jestem na emocje związane z niemądrymi wypowiedziami demokratycznie wybranych przedstawicieli narodu. Ale za tymi niemądrymi słowami kryje się sprawa poważniejsza: sposób patrzenia na świat. Mój, Pani, Pana, nasz.

Miałem ogromne pretensje do poprzedniej władzy, że marnotrawi w sposób niemal mistrzowski wszelkie możliwości efektywnej i wielce korzystnej współpracy z Chinami, jako alternatywy dla jedynego naszego źródła przychodów, czyli Unii Europejskiej. Miałem też pretensje o brak jakiejkolwiek koncepcji „rozpoznania” Chin na bazie wiedzy i doświadczenia Polaków, którzy na Chinach zęby zjedli. Próbowano podjąć takie działania w ramach PAIiIZ, ale dalekie one były do wzorców chociażby niemieckich, nie wspominając o brytyjskich, czy amerykańskich, gdzie Chinami zajmuje się w wielu kontekstach wiele silnych i sprawnych ośrodków. Obecna władza w ogóle – jak się okazuje – gardzi pojęciem eksperta. Najbardziej wpływowy polityk w naszym kraju wyrabia sobie sam zdanie na dowolny temat i to jest wzorzec postępowania dla jego akolitów. Nie musi korzystać z opinii ekspertów. Zatem i akolici nie powinni.

I tak oto okazuje się, że w zasadzie te ponad 20 lat zajmowania Chinami powinienem potraktować niczym krew co w piach poszła. Głupek. Zajmowałem się ponad 20 lat czymś, na temat czego swoje zdanie obecna władza jest w stanie wyrobić sobie zdanie (zamieniane w decyzję) przeczytawszy w weekend tony papierów. I to wystarczy.

Oczywiście, z zupełnie irracjonalnych pobudek będę się upierał, że współpraca, efektywna, korzystna, satysfakcjonująca, z takim fenomenem jakim są współczesne Chiny wymaga wiedzy, doświadczenia, badań i analiz. Wymaga podejmowania próby zrozumienia wewnętrznej i zewnętrznej aktywności Chin, zależności polityk – tej wewnętrznej i zagranicznej, zależności polityki i ekonomii zupełnie różnej od polskiej, zachodniej, jakiejkolwiek innej w ogóle, umiejętności właściwego komunikowania się oficjalnego, nieoficjalnego, werbalnego (poprzez polityków i media) i niewerbalnego (poprzez działania). A do tego potrzeba wiedzy i doświadczenia grup ludzi, którym temat jest znany i bliski. Nie wystarczy poczytać w weekend i mieć na dany aspekt funkcjonowania Chin własne zdanie.

Polityka, szczególnie ta zagraniczna, to gra w szachy. Wbrew obiegowej opinii krzewionej i wzmacnianej przez akolitów oraz wyznawców najbardziej wpływowego polityka w Polsce, nie jest on wytrawnym szachistą, strategiem. To raczej mistrz gry w baseball, czy naszego, lokalnego palanta. Jest jaka akcja, no to jest reakcja. Szachy to gra, w której należy przewidywać wzajemne ruchy 36 pionów i figur. Chiny od lat prowadzą globalną symultanę – równoległą grę w szachy z partnerami bardzo różnego kalibru: od Stanów Zjednoczonych i Rosji, po Monako i Watykan. Nie zawsze są w tych rozgrywkach dobre, nie zawsze grają fair, nie zawsze wygrywają. Ale pracują nad tym. My, grając sobie tymczasem w palanta, nie znajdziemy wspólnej płaszczyzny. Nie da się z Chinami niczego robić sensownie bez wizji, bez założenia planu A, B, C. I bez konsekwencji w działaniu. Po prostu nie.

Maj ma się ku końcowi. W czerwcu ponoć Polskę ma odwiedzić prezydent ChRL Xi Jin Ping. Ponoć, bo w mediach i w sieci cisza na ten temat. Czyli – jak można domniemywać – dla obecnie nam panujących sprawa znacznie mniejszego formatu niż przybycie papieża Franciszka, albo szczyt NATO. No właśnie. Czy taki obraz sytuacji powinni mieć dzisiaj doradcy chińskiego prezydenta? Obawiam się, że nie. Ale w końcu jakie mają znaczenie moje obawy. Widocznie ktoś już przeczytał odpowiednią tonę, odpowiednich papierów, ma na temat swoje zdanie i go zmieniać nie będzie.

Tak sobie też myślę, że jeśli do tej wizyty jednak nie dojdzie, oznaczać to będzie, że Chińczycy – jakby to ująć? – skreślili nas ze swojego karneciku (kiedyś panny na balu zapisywały sobie w karnecikach kolejnych kawalerów, którzy poprosili o możliwość zatańczenia, zapisywały tych je interesujących rzecz jasna). W takiej sytuacji pozostawałoby nam podpieranie ściany i popatrywanie spode łba jak pannę obtańcowują mniejsi, mniej wyględni i w ogóle tacy nijacy tacy, tylko nieco bardziej rozgarnięci.

Ot i taka konstatacja.

Ale co ta. Zamiast znów marudzić i narzekać powinienem cieszyć się i świętować. A to dlatego, że niniejszy wpis jest okrągłym, dwutysięcznym wpisem/artykułem na stronie www.beta.chiny24.com. Z tej okazji chcę podziękować przede wszystkim Państwu za zaglądanie na stronę, na fan page na FB, za lajki, komentarze, maile i rozmowy. Dziękuję również wszystkim tym, którzy do tej pory współtworzyli treści zamieszczane na stronie. A wreszcie (last not least) dziękuję za wsparcie ukochanej Agnieszce, która dzielnie mnie wspiera i motywuje, szczególnie w takich momentach jak ten powyżej opisany. Mam nadzieję, że kolejne 2000 tekstów powstanie przy udziale większego grona autorów i w znacznie krótszym czasie, ku Państwa zadowoleniu.

Leszek Ślazyk

Twierdza Chiny Twierdza Chiny

Leszek Ślazyk

(rocznik 1967), politolog, publicysta, przedsiębiorca, ekspert do spraw Chin; od 1994 roku związany zawodowo z Chinami, twórca portalu www.chiny24.com.

Related Articles

Back to top button