Miałem dzisiaj o czymś zupełnie innym (odłogiem leży cykl „Czemu nie rozumiemy Chin?”), ale codzienność nieustannie podrzuca nowe tematy. Inspiruje i frustruje. dwie historie
Miałem okazję w ostatnim czasie przeżyć dwie sytuacje, których wspólnym mianownikiem była podróż pociągiem. Jedna w Polsce, jedna w Chinach. dwie historie
Jadąc z Shenzhen do Szanghaju, pociągiem „Bullet Train”, bodaj drugiej generacji, w relacji pospiesznej, nie ekspresowej (taki pociąg zatrzymuje się co 50~90 kilometrów na stosunkowo licznych stacjach na dystansie ok. 1680 kilometrów) przeżyłem kolejne owego dnia zdziwienie. Otóż gdzieś tam tuż za postojem w Xiamen panie, które siedziały w rzędzie obok mnie, po drugiej stronie wagonu, nawiedziła ich koleżanka. Szczebiocząc hałaśliwie po kantońsku rozdała trzem kobietom różne zestawy z KFC. W pierwszej chwili pomyślałem, że panie kupiły to wszystko na dworcu w Shenzhen, a teraz postanowiły zeżreć. Kiedy jednak szczebioczące psiapsiółki otworzyły pudełka z burgerami zapach rozszedł się natychmiast po całym wagonie – burgery były ciepłe. – „Kurczę” – pomyślałem – „też mogłem wyskoczyć po małe co nieco w Xiamen…”. Głupio pomyślałem. Przecież pociągi stoją na stacjach w Chinach nie dłużej niż 2-3 minuty. Nie ma szans, żeby w tym czasie dotrzeć z peronu do hali głównej, tam odczekać w kolejce na zamówienie i wrócić do pociągu. No to skąd te burgery z KFC i do tego ciepłe, do czorta?! dwie historie
Drążyłem problem i dodrążyłem. WeChat. Otóż w Chinach funkcjonuje sobie taka aplikacja wechatowa, która pozwala złożyć zamówienie na dowolne fastfoody (sieciowe, ale też i z bardzo lokalnych restauracyjek), które zostaną dostarczone na wybranym przez klienta dworcu, do określonego pociągu, dla określonego pasażera (podaje się numer wagonu i numer miejsca). No i oczywiście za wszystko płaci się z góry WeChatem. Pociąg zajeżdża na stację, na peronie czekają kurierzy, którzy przekazują przesyłki z karteczkami stewardesom (w każdym wagonie jest jedna taka pani), a stewardesy przekazują paczki pasażerom. Wszystko za pomocą smartfonów i sprawnej organizacji. dwie historie
Przy następnej okazji, jeśli będę znów jechał na tej trasie (ok. 1680 kilometrów, ponad 10 godzin, za około 300 złotych….), pozamawiam sobie przynajmniej ze dwie jakieś lokalne specjalności. dwie historie
Innym razem jechałem pociągiem z Warszawy do Gdyni. Pociąg przyjechał na Dworzec Centralny z 10 minutowym opóźnieniem. A ruszał z Warszawy Zachodniej. Wiosna w rozkwicie, nie za ciepło, nie za zimno, nie podejrzewam, żeby spóźnienie miało związek z wyginającymi się od temperatur szynami. Po około dwóch godzinach jazdy, z przystankami również co kilkadziesiąt kilometrów pociąg stanął na jakiejś niewielkiej stacji i stał sobie. Po 20 minutach współpasażerowie zaczęli się niepokoić i dopytywać o przyczynę. W pewnym momencie, poprzez pociągowy radiowęzeł kierownik pociągu poinformował, że w związku z sytuacją w wagonie numer coś tam poszukiwany jest lekarz, albo ratownik medyczny na przykład. Minęło kolejne 20 minut. Z plotek korytarzowych dowiedzieliśmy się, że w jednym z wagonów młody mężczyzna dostał jakiegoś ataku, nie wiadomo co to jest, w każdym razie chyba w konwulsjach umiera. Po kolejnych 20 minutach (w sumie godzina) na małym peronie pojawili się ratownicy medyczni. Po kilku minutach jeden z nich wraz z pasażerem, prawdopodobnie kolegą owego chorego mężczyzny, polecieli po nosze. Po 5 minutach na tych noszach wieziono nieprzytomnego człowieka do karetki pogotowia. Ratownicy medyczni rozmawiali ze sobą podniesionymi głosami. Mówili, ze nie da się szybciej niż w pół godziny, „tymi krętymi, wąskimi asfaltówkami dojechać do szpitala”. dwie historie
Przypomniałem sobie historię z burgerami z KFC. Z ich perspektywy to niewyobrażalne. Skoro zwykłą aplikacją do WeChata można skoordynować logistycznie dostawę jedzenia do określonych pociągów, dla określonych pasażerów, na trasie 1680 kilometrów, to jak to jest możliwe, że w naszym pięknym kraju nie wypracowano dość prostego, jak myślę, systemu do działania w sytuacjach krytycznych, ale dość jednak typowych, jak właśnie nagłe zachorowanie pasażera w pociągu. Mając do dyspozycji mapę Google, dane aktualne na temat natężenia ruchu drogowego, czasy przejazdu dla samochodu osobowego z punktu A do punktu B, można przecież w sekundę (dzięki odpowiedniemu algorytmowi) uzyskać podpowiedź ile czasu zajmie dojazd pogotowia do małej miejscowości na prowincji, a ile jazda pociągu do pierwszej rozkładowej stacji w większym mieście, gdzie można z wyprzedzeniem skierować zespół ratowników medycznych z instrukcją, że mają być na peronie takim i takim, w miejscu takim, a takim (bo kolejarze z danego dworca wiedzą, który wagon, którego z pociągów gdzie się zatrzymuje). dwie historie
Pociąg, którym jechałem, ruszył po ponad 70 minutach, żeby zatrzymać się na kolejnej, już planowej stacji po niecałym kwadransie! dwie historie
Równolegle w tym samym pociągu rozgrywała się inna sytuacja. Na Wschodniej wsiadła ekipa około 25 letnich słoików. Zajęli cały przedział. Pociąg nie zdążył jeszcze opuścić Wschodniej, kiedy słoiki rozpoczęły imprezę. Tempo sprawiło, że już za Legionowem słoiki zainicjowały śpiewy piosenek popularnych w Słoikowie, w rodzaju „Agnieszka już tutaj nie mieszka”. Sąsiedzi wesołej gromadki zaczęli zwracać imprezowiczom uwagę, że nie są sami. Słoiki (które zdążyły ogłosić, że mają wykształcenie nie byle jakie, bo wyższe) silne w grupie, jednej pani zagroziły nawet użyciem przemocy. Jednemu panu, który przyszedł pani w sukurs, przyszłość narodu obiecała spuścić manto na stacji docelowej. Napięcie nieco opadło tam, gdzie czekaliśmy na pogotowie. Przyszedł kierownik pociągu (młody człowiek) i poinformował towarzystwo, że ma na dzisiaj dość emocji, że jeśli słoiki planują dalej zachowywać się jak dotychczas, to on po prostu wzywa policję i tyle. Kiedy wreszcie pociąg ruszył słoiki odzyskały wigor. Już bez hałasów, tańców i śpiewania, ale za to z nieustannym omawianiem na głos planu dołożenia owemu wspomnianemu panu. Sześciu na jednego. Chwalebne. On i oni dojechali na stację docelową. Słoiki zostały zaskoczone. Bo pan po prostu wezwał na peron policję. Tyle, że policjanci zamiast zająć się awanturującą szóstką, zaczęli indagować pana, czemu to wezwał policję. Słoiki oczywiście szybko i w kompletnym milczeniu zmyły się z peronu w mgnieniu oka. dwie historie
W chińskim pociągu, zwłaszcza „Bullet Train” takie sytuacje nie mają miejsca. Po pierwsze bagaże wszystkich pasażerów są skanowane co najmniej raz. Wszelkie pojemniki z płynami skanowane są osobno. Na pokład pociągu nie wolno wnieść nawet dużej butli sprayu (na przykład z lakierem do włosów), nie mówiąc już o większej ilości alkoholu. Po drugie każdym pociągiem, oprócz stewardes i technicznej obsługi pociągu, jeździ też kilku strażników ochrony kolei. Uzbrojonych miedzy innymi w paralizatory. Klient awanturujący się dostaje strzał z paralizatora i na następnej stacji przejmowany jest przez policję. I tyle. dwie historie
Chiny, zwłaszcza te codzienne, są pełne chaosu. O tym napiszę niebawem (miałem pisać dzisiaj). Ale nawet w chaosie codzienności dostrzega się na każdym kroku systemowość. Konstruowaną metodą prób i błędów, konsekwentnie, właśnie w oparciu o cząstkowe doświadczenia. W Polsce nikt takimi rozwiązaniami się nie zajmuje. W sumie trudno mi się dziwić. Ciężko krzesać z siebie co rusz nową energię na budowanie od nowa jakichś systemów, procedur, etc., skoro każda kolejna ekipa uzyskująca w Polsce władzę najpierw musi rozbić w pył to co zbudowali poprzednicy. Chińską systemowość niezwykle chętnie i z zapałem opisuje się jako opresyjną, nakierowaną na nieustanne dręczenie jednostki, jej permanentną kontrolę. To ciekawe podejście. Zwłaszcza w kontekście doświadczeń opisanych powyżej. Jeśli efektem działania systemu jest moja pewność, że dojadę tam gdzie chcę na czas, bez konieczności znoszenia zachowań dalece przekraczających normy społeczne, a zwłaszcza bez obawy o własne zdrowie, a być może życie, no to ja jestem za.